Południowokoreański film „Oldboy” (2003) rozjebał swego czasu system i zwrócił oczy wszystkich na kino tamtego regionu. W kilka lat ich kinematografia stała się jedną z najciekawszych w tamtym momencie i bardzo interesowała wszelkich filmowych freeków i innych hipsterów. Sam reżyser, Park Chan-wook, jest do teraz uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców swojego pokolenia.
Do niedawna mało kto u nas wiedział, jak wiele ten autor zawdzięcza komiksom. Jego sztandarowe dzieło jest bowiem oparte o japońska mangę, która znowuż – w okolicach 2007 roku – dostała prestiżową nagrodę Eisnera. Dopiero dziś mamy szansę przeczytać ją po polsku.
Nie sądzę, żeby śledzili mnie ludzie, którzy nie wiedzą czym jest „Old Boy”, ale na wszelki wypadek ujmę fabułę w kilku słowach. Główny bohater zostaje uwięziony w prywatnym więzieniu na dziesięć lat, a po wypuszczeniu postanawia znaleźć osobę odpowiedzialną za swoją niewolę i dowiedzieć się, dlaczego to zrobiła. Rzecz przypomina thriller noir, w idei może nieco Hitchcockowski, czy nawet narracje o Yakuzie, ale poprowadzona jest tak, że trudno zestawiać ją z czymś konkretnym. To dzieło osobne. Przyrównuje się je czasem do „Hrabiego Monte Christo” i w tym jest chyba najwięcej prawdy, tylko że – zamiast kostiumów – występują tu silnoręcy gangsterzy w garniakach. To wszak też opowieść o zemście.
Mimo iż ciśnie się mi na klawiaturę stwierdzenie, że komiks nie ma genialnej warstwy audio (brakuje mi tu szczególnie zimy z czterech pór roku Vivaldiego), to przecież jest to naturalne i oczywiste. Jako baza rysowany „Old Boy” świetnie nadawał się na materiał do filmu, to prawda i już w tym tekście źródłowym jest masa tarantinowszczyzny oraz pulpy. Mówiąc krótko: już komiks był bardzo filmowy, ze świetnie działającą sekwencyjnością i imitacją ruchu. Atmosfera bliższa jest kinu neo-noir i postmodernie o gangusach niż typowej, serialowej, przegiętej estetycznie mandze.
Bardzo ważnym bohaterem „Old Boya”, jak w większości dobrych noir, jest miasto. Małe knajpki, industrializacja, architektura w stylu azjatyckiego art-brut (bloki czynszowe i inne obskurwiałe miejsca) nadają opowieści wspaniałego, urbanistycznego charakteru. Miejsca akcji podkreślają też przepaść ekonomiczną, jaka dzieli bohaterów tej opowieści: od biedoty po bonzów mieszkających w apartamentowcach. Trzeba dodać, że obeszło się tu bez kolorów, w polskiej edycji brak ich nawet na początkach rozdziałów, więc trudno stwierdzić, czy Parkowi udało się oddać gamę kolorystyczną opowieści, bowiem film od nich wręcz tętni. W komiksowym oryginale nic takiego nie uświadczymy. Musimy się tylko domyślać, że świadkiem wszystkiego, co dzieje się na jego kartach, jest Matka Noc.
Niestety nie jestem w stanie do końca ocenić tej opowieści, bo tytuł wydawany jest – co dość zrozumiałe – w tomach. Pod koniec miesiąca wjedzie na półki druga odsłona. Niemniej, już teraz, nico intuicyjnie, czynię z niego jeden z najważniejszych komiksów mijającego roku i podpowiadam Wam: zainteresujcie się papierowym „Old Boyem”, to będzie kawał interesującej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz