20 lat temu rysunki Jana
Kozy wydawały mi się odrażające, brudne i złe. Gdy widziałem je
w którymś czasopism, nie mogłem wyjść ze zdumienia, że te
bazgroły mogą się komuś podobać. Może ewentualnie jakimś
wysnobowanym bubkom. Wówczas taki wybór estetyki wydawał mi się
drogą na skróty, brakiem rzeczywistych zdolności i warsztatu
(chociaż na kolejny odcinek anonimowego Szczepana i Irenki
czekałem z niecierpliwością, tak jak zresztą na wszystko w
odkodowanym Cannal +). Dziś... no cóż, być może stałem się
wysnobowanym bubkiem, ponieważ zbiór prac mgr Jana Kozy pt.
„Polaków uczestnictwo w kulturze, raport z badań 1996-2012”
połknąłem naraz i z niemałą satysfakcją.
Chyba trudno przeżyć
życie i nie rozpoznać kreski Kozy. Ludzie nieinteresujący się
sztuką, którzy nie czytają komiksów, ani Polityki, mimo to
z pewnością nie raz widzieli któryś z jego satyrycznych rysunków
udostępniony na Facebooku. Absolwent Wrocławskiego ASP jest bowiem
doskonałym komentatorem rzeczywistości. Co ciekawe, niejednokrotnie
jakiś jego stary pomysł, doskonale ilustruje np. aktualne zdarzenie
polityczne. W tym zawiera się uniwersalizm tego doskonałego
obserwatora stanu psychicznego polaków. Dzięki wydawnictwu Centrala
dostajemy drugie już wydanie najnowszego zbioru prac mgr Jana Kozy.
Na „Polaków
uczestnictwo w kulturze” składają się rysunki, krótsze lub
dłuższe formy komiksowe (do paru stron) oraz prace okazjonalne (np.
okładka pierwszej płyty „The Kurws”). Koza nie oszczędza
nikogo, jednocześnie jego ironia nie jest szkalująca. Pod szyderczą
powierzchnią pokracznych, niejednokrotnie obleśnych rysunków,
kryje się wewnętrzne rozdarcie bohaterów - głęboki tragizm a
zarazem śmieszność ich istnienia. Są to historie o ludziach
zwyczajnych, przedstawicielach tzw. marginesu, lub z tzw. szczytów.
Akcja rozgrywa się na ulicy, w mieszkaniu, na siłowni albo w biurze
korporacji. Zdaniem autora posłowia, Koza skupia się na paradoksach
i przemianach obyczajowych okresu transformacji. Skoro tak, to trzeba
zaznaczyć, że owa transformacja wciąż trwa, a problemy z nią
związane są niemal takie same jak kiedyś. Wiecznie żywe okazują
się być „nieśmieszne żarty” na temat powszechnej biedy
intelektualnej i duchowej naszych krajan. Tzw. „zachłyśnięcie
się zachodem” mimo iż nienowe, wciąż trwa nieznacznie
zmieniając swoje oblicze. Oczywiście można już odczuwać pewne
znużenie krytyką bezmyślnego konsumpcjonizmu, języka mass mediów
czy nieludzkiej polityki korporacji. Jednak Koza mimo żartobliwego
używania przed swoim nazwiskiem tytułu mgr, wcale nie zmierza do
rozumowego wypracowania jakiejś politycznej czy socjologicznej
konkluzji, ani tym bardziej do wypisania recepty. Jego obserwacje są
czyste, czasami może ciut wyolbrzymione, lub widziane w krzywym
zwierciadle.
Osobne miejsce w albumie
znajdują nieco dłuższe prace komiksowe opowiadające o samotności
i skrywanym, wręcz niewyrażalnym pożądaniu. Charakterystyczny
jest fragment zaczerpnięty z Lubiewa. Powieść Witkowskiego
Koza chciał niegdyś zilustrować w całości. Szkoda że do tego
nie doszło, gdyż ci dwaj autorzy, wyrażający się w odmiennych
gatunkach sztuki, nadają na tej samej fali. Tragedia miesza się u
nich z komedią oraz - jak u Geneta - poczucie sacrum z
obscenicznością. Jednak autora Erotycznych zwierzeń wyróżnia
jego naturalna umiejętność skrótu. Artysta niemal za każdym
razem „trafia w punkt” i nadal pozostaje prawdziwy, co wydaje się
być jego wrodzoną umiejętnością.
Charakter rysunków Kozy
już chyba tak nie zadziwia, ani nie szokuje jak kiedyś. Na uwagę
zasługuje dobre wyczucie kadrowania i umiejętność opowiadania
historii za pomocą większej ilości obrazów. W całym tym
bezładzie i pozorowanym chaosie, czuć demiurgiczną kontrolę
autora, który chce aby jego narracja była czytelna i zrozumiała.
To udowadnia, że Koza medium komiksowe ma opanowane i z chęcią
przeczytałbym album jego autorstwa, który opowiada jedną, długą,
spójną historię.
Obecnie wielu rysowników
na naszej niwie – niekoniecznie w undergroundzie - posługuje się
estetyką brzydoty, w której nie liczą się precyzja ani proporcje.
To oczywiste, że to właśnie dzięki takiemu wyborowi stylu,
artysta może wyrazić swoje postrzegania świata w pełni. Gdyby nie
ta chybotliwa kreska, wiele żartów nie wybrzmiałoby tak jak
powinno, lub wyczulibyśmy fałszywy ton. Rysunki Kozy budują
konieczny dystans bez którego rzeczywistość, z którą próbuje
nas zetknąć, stałaby się niestrawna.
Wydanie „Polaków
uczestnictwo w kulturze” zawiera także rozmowę z autorem, sporą
notę biograficzną oraz posłowie. Chyba zbyt często w tych
tekstach podkreśla się naukowo-socjologiczny charakter satyrycznych
obserwacji Kozy. Chociaż oczywiście czyni się to na poły
ironicznie. Prace Kozy oddziałują bezpośrednio, dodatkowy
komentarz może im jedynie zaszkodzić. Można też postawić zarzut,
że ów zbiór, to typowe mydło-powidło, które w sposób nieco
naciągany, próbowano podzielić tematycznie, stylizując książkę
na teczkę akt procesowych. Poza tym prace Kozy są nierówne,
pochodzą z wielu osobnych publikacji, a ich przeznaczenie było
różne. Nie wszystkie, w moim przekonaniu, powinny stać się
częścią tego zboru. Jednak, dla miłośników autora, ten album to
pozycja obowiązkowa. Ci zaś, którzy nie lubią Kozy i uważają,
że nurza się on w ohydzie i szpetocie, to... no cóż, zapraszam do
lektury za 20 lat.
Autor: Jakub Gryzowski