Znać biografię Johna Fante, to tak jakby znać fabułę większości z jego powieści. Oszczędne, nieobszerne książeczki, poruszające zwykle te same tematy, które potrafią jednak naprawdę zaczarować. Największym jego fanem był Charles Bukowski, który doprowadził do ponownego wydania powieści swojego mistrza, gdy ten był już u kresu życia. W roku 1977, kiedy z powodu cukrzycy amputowano mu obie nogi, wydał swoją przedostatnią powieść - Bractwo winnego grona.
Bohaterem charakterystycznym dla twórczości Fante jest jego alter ego Arturo Bandini, syn włoskich imigrantów, pragnący zostać pisarzem. Można sądzić, że bohaterem Bractwa winnego grona jest jego starsza wersja, uznany i niepozbawiony cynizmu pisarz w średnim wieku Henry Molise, który powraca do rodzinnego miasteczka, by spotkać się ze swoją szaloną, włoską rodziną. Powieść traktuje o akceptacji bolesnych wspomnień i pojednaniu, jednak dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o odchodzeniu starego, barwnego świata na rzecz zunifikowanej, nijakiej rzeczywistości. Nie da się ukryć, że ojciec bohatera Nick Molise, to kawał sukinsyna, uparciucha, egoisty i tyrana, przez całe życie delektującego się winem i hazardem, mającego dobro rodziny w głębokim poważaniu. Wraz ze swoimi przyjaciółmi, członkami tytułowego bractwa (mówiąc mniej poetycznie: pijakami) nieustannie tęskni za dniami swej chwały, które starość odesłała precz. Praca, przygoda, oddawanie się przyjemnościom, to sens jego życia, wbrew rozsądkowi, odpowiedzialności, własnemu i cudzemu dobru. Nie przejmuje się chorobą, gardzi wyrzeczeniami, śmierć w szpitalu jest poniżej jego godności. Mimo wad, wzbudza podziw dla konsekwencji w szalonych, często głupich uczynkach i wyborach.
Starsze pokolenie żyje dalej w swoim włoskim świecie, pachnącym rozmarynem i bazylią, z własną hierarchią i absurdami. Natomiast młodzi są dużo bardziej zamerykanizowani: jeden syn martwi się tylko o pieniądze i drży o posadę w banku; drugi jest w stanie każdego zostawić na lodzie, jeśli akurat leci ważny mecz bejsbolowy. Ze starej kultury zostało chyba tylko zamiłowanie do niebiańskich włoskich potraw, wyczarowywanych przez matkę. Dużo zwyczajniejsi, a przez to nijacy, pozbawieni charakteru, wyposażeni w banalny, powszechny zestaw wad. Brak im fantazji, niepowtarzalności i dumy ojców. Jako wyraźny symbol tego podziału odczytuję cmentarz w miasteczku, dzielący się na dwie części: starą - baśniową krainę, wypełnioną ozdobnymi nagrobkami, groteskowymi, marmurowymi figurami i bujną roślinnością, oraz nową - bezpłciową, sterylną, z prostymi płytkami nagrobnymi i skoszonym trawnikiem. Do tego drugiego świata został przeniesiony stary Nick Molise po śmierci: do trumny uróżowiono mu twarz i wygładzono bruzdy "tryumfu i porażki". Taki jest ten nowy świat, tak samo pełen wad, ale pozbawiony przypraw i prawdy.
Jak mówiłam, Fante oparł właściwie całą twórczość na własnej biografii i doświadczeniach, potrafił w niesamowicie prosty i mocny sposób przedstawić swoje nostalgiczne opowieści o codziennych sytuacjach i uczuciach. Trudno opisać na czym polega urok jego prozy - jest jak prosta, ale czarująca melodia - nie stara się nas oszołomić rozbudowanymi opisami i zawiłymi metaforami, a jednak jest pełna odcieni i refleksji. Chociaż bohaterem jego powieści jest zwykle pisarz, literatura jest gdzieś na obwodnicy jego świata, ważniejsze jest życie: poszukiwanie szczęście, rozczarowanie, kłótnie i ból. Bractwo winnego grona jest niezwykle dojrzałą powieścią, pisaną z punktu widzenia osoby, która wiele wycierpiała, a mimo to nadal potrafi cieszyć się procesem tworzenia. Wspaniale jest czytać twórczość człowieka, dla którego pomiędzy życiem i literaturą jest znak równości.
Bohaterem charakterystycznym dla twórczości Fante jest jego alter ego Arturo Bandini, syn włoskich imigrantów, pragnący zostać pisarzem. Można sądzić, że bohaterem Bractwa winnego grona jest jego starsza wersja, uznany i niepozbawiony cynizmu pisarz w średnim wieku Henry Molise, który powraca do rodzinnego miasteczka, by spotkać się ze swoją szaloną, włoską rodziną. Powieść traktuje o akceptacji bolesnych wspomnień i pojednaniu, jednak dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o odchodzeniu starego, barwnego świata na rzecz zunifikowanej, nijakiej rzeczywistości. Nie da się ukryć, że ojciec bohatera Nick Molise, to kawał sukinsyna, uparciucha, egoisty i tyrana, przez całe życie delektującego się winem i hazardem, mającego dobro rodziny w głębokim poważaniu. Wraz ze swoimi przyjaciółmi, członkami tytułowego bractwa (mówiąc mniej poetycznie: pijakami) nieustannie tęskni za dniami swej chwały, które starość odesłała precz. Praca, przygoda, oddawanie się przyjemnościom, to sens jego życia, wbrew rozsądkowi, odpowiedzialności, własnemu i cudzemu dobru. Nie przejmuje się chorobą, gardzi wyrzeczeniami, śmierć w szpitalu jest poniżej jego godności. Mimo wad, wzbudza podziw dla konsekwencji w szalonych, często głupich uczynkach i wyborach.
Starsze pokolenie żyje dalej w swoim włoskim świecie, pachnącym rozmarynem i bazylią, z własną hierarchią i absurdami. Natomiast młodzi są dużo bardziej zamerykanizowani: jeden syn martwi się tylko o pieniądze i drży o posadę w banku; drugi jest w stanie każdego zostawić na lodzie, jeśli akurat leci ważny mecz bejsbolowy. Ze starej kultury zostało chyba tylko zamiłowanie do niebiańskich włoskich potraw, wyczarowywanych przez matkę. Dużo zwyczajniejsi, a przez to nijacy, pozbawieni charakteru, wyposażeni w banalny, powszechny zestaw wad. Brak im fantazji, niepowtarzalności i dumy ojców. Jako wyraźny symbol tego podziału odczytuję cmentarz w miasteczku, dzielący się na dwie części: starą - baśniową krainę, wypełnioną ozdobnymi nagrobkami, groteskowymi, marmurowymi figurami i bujną roślinnością, oraz nową - bezpłciową, sterylną, z prostymi płytkami nagrobnymi i skoszonym trawnikiem. Do tego drugiego świata został przeniesiony stary Nick Molise po śmierci: do trumny uróżowiono mu twarz i wygładzono bruzdy "tryumfu i porażki". Taki jest ten nowy świat, tak samo pełen wad, ale pozbawiony przypraw i prawdy.
Jak mówiłam, Fante oparł właściwie całą twórczość na własnej biografii i doświadczeniach, potrafił w niesamowicie prosty i mocny sposób przedstawić swoje nostalgiczne opowieści o codziennych sytuacjach i uczuciach. Trudno opisać na czym polega urok jego prozy - jest jak prosta, ale czarująca melodia - nie stara się nas oszołomić rozbudowanymi opisami i zawiłymi metaforami, a jednak jest pełna odcieni i refleksji. Chociaż bohaterem jego powieści jest zwykle pisarz, literatura jest gdzieś na obwodnicy jego świata, ważniejsze jest życie: poszukiwanie szczęście, rozczarowanie, kłótnie i ból. Bractwo winnego grona jest niezwykle dojrzałą powieścią, pisaną z punktu widzenia osoby, która wiele wycierpiała, a mimo to nadal potrafi cieszyć się procesem tworzenia. Wspaniale jest czytać twórczość człowieka, dla którego pomiędzy życiem i literaturą jest znak równości.