czwartek, 11 marca 2021

Polaków uczestnictwo w kulturze. Raport z badań 1996-2012. Janek Koza

 


20 lat temu rysunki Jana Kozy wydawały mi się odrażające, brudne i złe. Gdy widziałem je w którymś czasopism, nie mogłem wyjść ze zdumienia, że te bazgroły mogą się komuś podobać. Może ewentualnie jakimś wysnobowanym bubkom. Wówczas taki wybór estetyki wydawał mi się drogą na skróty, brakiem rzeczywistych zdolności i warsztatu (chociaż na kolejny odcinek anonimowego Szczepana i Irenki czekałem z niecierpliwością, tak jak zresztą na wszystko w odkodowanym Cannal +). Dziś... no cóż, być może stałem się wysnobowanym bubkiem, ponieważ zbiór prac mgr Jana Kozy pt. „Polaków uczestnictwo w kulturze, raport z badań 1996-2012” połknąłem naraz i z niemałą satysfakcją. 

 



Chyba trudno przeżyć życie i nie rozpoznać kreski Kozy. Ludzie nieinteresujący się sztuką, którzy nie czytają komiksów, ani Polityki, mimo to z pewnością nie raz widzieli któryś z jego satyrycznych rysunków udostępniony na Facebooku. Absolwent Wrocławskiego ASP jest bowiem doskonałym komentatorem rzeczywistości. Co ciekawe, niejednokrotnie jakiś jego stary pomysł, doskonale ilustruje np. aktualne zdarzenie polityczne. W tym zawiera się uniwersalizm tego doskonałego obserwatora stanu psychicznego polaków. Dzięki wydawnictwu Centrala dostajemy drugie już wydanie najnowszego zbioru prac mgr Jana Kozy. 

 Na „Polaków uczestnictwo w kulturze” składają się rysunki, krótsze lub dłuższe formy komiksowe (do paru stron) oraz prace okazjonalne (np. okładka pierwszej płyty „The Kurws”). Koza nie oszczędza nikogo, jednocześnie jego ironia nie jest szkalująca. Pod szyderczą powierzchnią pokracznych, niejednokrotnie obleśnych rysunków, kryje się wewnętrzne rozdarcie bohaterów - głęboki tragizm a zarazem śmieszność ich istnienia. Są to historie o ludziach zwyczajnych, przedstawicielach tzw. marginesu, lub z tzw. szczytów. Akcja rozgrywa się na ulicy, w mieszkaniu, na siłowni albo w biurze korporacji. Zdaniem autora posłowia, Koza skupia się na paradoksach i przemianach obyczajowych okresu transformacji. Skoro tak, to trzeba zaznaczyć, że owa transformacja wciąż trwa, a problemy z nią związane są niemal takie same jak kiedyś. Wiecznie żywe okazują się być „nieśmieszne żarty” na temat powszechnej biedy intelektualnej i duchowej naszych krajan. Tzw. „zachłyśnięcie się zachodem” mimo iż nienowe, wciąż trwa nieznacznie zmieniając swoje oblicze. Oczywiście można już odczuwać pewne znużenie krytyką bezmyślnego konsumpcjonizmu, języka mass mediów czy nieludzkiej polityki korporacji. Jednak Koza mimo żartobliwego używania przed swoim nazwiskiem tytułu mgr, wcale nie zmierza do rozumowego wypracowania jakiejś politycznej czy socjologicznej konkluzji, ani tym bardziej do wypisania recepty. Jego obserwacje są czyste, czasami może ciut wyolbrzymione, lub widziane w krzywym zwierciadle. 

Osobne miejsce w albumie znajdują nieco dłuższe prace komiksowe opowiadające o samotności i skrywanym, wręcz niewyrażalnym pożądaniu. Charakterystyczny jest fragment zaczerpnięty z Lubiewa. Powieść Witkowskiego Koza chciał niegdyś zilustrować w całości. Szkoda że do tego nie doszło, gdyż ci dwaj autorzy, wyrażający się w odmiennych gatunkach sztuki, nadają na tej samej fali. Tragedia miesza się u nich z komedią oraz - jak u Geneta - poczucie sacrum z obscenicznością. Jednak autora Erotycznych zwierzeń wyróżnia jego naturalna umiejętność skrótu. Artysta niemal za każdym razem „trafia w punkt” i nadal pozostaje prawdziwy, co wydaje się być jego wrodzoną umiejętnością.

Charakter rysunków Kozy już chyba tak nie zadziwia, ani nie szokuje jak kiedyś. Na uwagę zasługuje dobre wyczucie kadrowania i umiejętność opowiadania historii za pomocą większej ilości obrazów. W całym tym bezładzie i pozorowanym chaosie, czuć demiurgiczną kontrolę autora, który chce aby jego narracja była czytelna i zrozumiała. To udowadnia, że Koza medium komiksowe ma opanowane i z chęcią przeczytałbym album jego autorstwa, który opowiada jedną, długą, spójną historię. 

 


 Obecnie wielu rysowników na naszej niwie – niekoniecznie w undergroundzie - posługuje się estetyką brzydoty, w której nie liczą się precyzja ani proporcje. To oczywiste, że to właśnie dzięki takiemu wyborowi stylu, artysta może wyrazić swoje postrzegania świata w pełni. Gdyby nie ta chybotliwa kreska, wiele żartów nie wybrzmiałoby tak jak powinno, lub wyczulibyśmy fałszywy ton. Rysunki Kozy budują konieczny dystans bez którego rzeczywistość, z którą próbuje nas zetknąć, stałaby się niestrawna.


Wydanie „Polaków uczestnictwo w kulturze” zawiera także rozmowę z autorem, sporą notę biograficzną oraz posłowie. Chyba zbyt często w tych tekstach podkreśla się naukowo-socjologiczny charakter satyrycznych obserwacji Kozy. Chociaż oczywiście czyni się to na poły ironicznie. Prace Kozy oddziałują bezpośrednio, dodatkowy komentarz może im jedynie zaszkodzić. Można też postawić zarzut, że ów zbiór, to typowe mydło-powidło, które w sposób nieco naciągany, próbowano podzielić tematycznie, stylizując książkę na teczkę akt procesowych. Poza tym prace Kozy są nierówne, pochodzą z wielu osobnych publikacji, a ich przeznaczenie było różne. Nie wszystkie, w moim przekonaniu, powinny stać się częścią tego zboru. Jednak, dla miłośników autora, ten album to pozycja obowiązkowa. Ci zaś, którzy nie lubią Kozy i uważają, że nurza się on w ohydzie i szpetocie, to... no cóż, zapraszam do lektury za 20 lat. 

 

Autor: Jakub Gryzowski

 

Brak komentarzy: