niedziela, 19 stycznia 2025

Achtung Zelig!

 


Przywykliśmy już do wielorakości narracji na temat II Wojny Światowej w każdym rodzaju sztuki. Z chwilą premiery komedii Robrto Benigniego opowiadającej o holokauście, można powiedzieć, że kolejna granica została przekroczona. W poszukiwaniu wciąż nowych sposobów opowiadania, w transfiguracji i dekonstrukcji utartych form, łatwo zabrnąć w ślepą uliczkę i stać się ciężko strawnym. Gdyby twórcy powieści graficznej „Achtung Zelig!” swoją historię przedstawili w filmie, niechybnie spotkaliby się z zarzutem niesmacznej profanacji. Ocalająca jednak w ich wypadku okazała się być ikonograficzna sztuka komiksu, która budując dystans, nie gubi głębi podjętego tematu. 

„Achtung Zelig! Druga wojna” - z rysunkami Krzysztofa Gawronkiewicza, do scenariusza Krystiana Rosenberga - to już klasyka polskiego komiksu artystycznego. Pierwsze jego plansze pojawiły się w magazynie „AQQ” w 1993 roku. Mieliśmy już latach dwutysięcznych parę wydań całości, lecz teraz otrzymujemy kolejne w powiększonym formacie i – co może być dla niektórych kontrowersyjne – po raz pierwszy w kolorze autorstwa Grażyny Fołtyn-Kasprzak. 

Początek historii wyłania się spod gęstej mgły. Poznajemy dwóch żydów, ojca i jego syna Zeliga, którzy najprawdopodobniej uciekli z transportu. Atmosfera grozy czasów wojny roztapia się w optyce groteskowo-surrealistycznego widzenia, kiedy to nasi bohaterowie – wyglądający jak dwa dziwne stwory - trafiają na niemiecki patrol dowodzony przez karła w stożkowej czapce upstrzonej swastykami. W tym momencie zdajemy sobie sprawę, że to nie będzie zwykła narracja na temat czasów nazizmu. 

Akcja komiksu nie trwa długo. To około 48 h. Nie obfituje też w zbyt wiele zdarzeń. Kluczowe zdaje się zaskoczenie czytelnika rozwiązaniami dramaturgicznymi zupełnie nie przystającymi do przedstawionych sytuacji. W ten sposób, co rusz napięcie jest rozładowywane przez element groteskowy – jak np. wszędobylskie koty. Rys fabularny traktowałbym tutaj raczej jako pretekst dla wyszukanej ekspresji rysunkowej Krzysztofa Gawronkiewicza. 

„Achtung Zelig!” z rysunkami innego autora, mógłby nie zrobić żadnego wrażenia. Imponuje gęstość kreski twórcy „Mikropolis”, który - jak mniemam - poświęcił tej pracy wiele czasu. Efekt miejscami przypomina klasyczne grafiki odbite z matrycy. Mamy tu też do czynienia z rożnymi pomysłami konceptualnymi na narrację komiksową. Niemal każda plansza zaskakuje nas czymś nowym, zarówno pod względem warstwy graficznej, jak i kadrowania. Na przykład atak partyzantów (notabene – co „oryginalne” - Armia Ludowej) przedstawiony jest za pomocą rysunków, jakby żywcem wyjętych z projektu technicznego.

Co do kolorów, muszę uspokoić tych, których mógł zmrozić już sam pomysł pokolorowania plansz pomyślanych jako czarno białe. Grażyny Fołtyn-Kasprzak, czyli inaczej Graza - to doświadczona kolorystka, którą znamy choćby z pracy nad serią Thorgal. Paleta barw przez nią użyta jest bardzo ograniczona, kolory są stonowane, jakby wyblakłe, szaro-popielate, pozbawione krzykliwych kontrastów, dzięki czemu nie tracimy pierwotnego efektu czarni i bieli. Można oczywiście powiedzieć, że te zabiegi kolorystyczne nie były konieczne, jednak z pewnością nie zaszkodziły one ogólnemu odbiorowi warstwy graficznej komiksu. 

Głównym problemem tego wydawnictwa jest to, że zajmuje ono zaledwie 56 stron, a ma się wrażenie prologu dłuższej opowieści. Wielu z Was może też mieć problem z warstwą fabularną, która jest zaledwie grą pozorów. Często absurdalne, czasem oniryczne, wyprane z realizmu wątki tej historii są uprawomocnione tym, że stanowią wyobrażenie małego dziecka Zeliga, które jest narratorem tej opowieści. Niemniej dla tych, którzy poszukują w historycznych narracjach wartości bardziej konkretnych, może to być pewien zawód. 

Na koniec muszę się przyznać, że z „Achtung Zelig!” jako całością, zapoznałem się po raz pierwszy przy okazji tego właśnie wydania. Jeśli i Wam ta pozycja gdzieś umknęła, to na pewno warto się z nią zapoznać, choć – jak zaznaczyłem - przyjemność czytania będzie krótka. A jeśli komiks już znacie, to w związku z tym, że mamy jeszcze okres przedświąteczny, może on okazać się doskonałym pomysłem na prezent pod choinkę. Na warstwę plastyczną - tak przyjemnie komponującą się z całym anturażem choinkowym - raczej nikt nie będzie narzekać.
 
Autor: Jakub Gryzowski

Brak komentarzy: