Przywykliśmy już do wielorakości narracji na temat II
Wojny Światowej w każdym rodzaju sztuki. Z chwilą premiery komedii
Robrto Benigniego opowiadającej o holokauście, można powiedzieć, że
kolejna granica została przekroczona. W poszukiwaniu wciąż nowych
sposobów opowiadania, w transfiguracji i dekonstrukcji utartych form,
łatwo zabrnąć w ślepą uliczkę i stać się ciężko strawnym. Gdyby twórcy
powieści graficznej „Achtung Zelig!” swoją historię przedstawili w
filmie, niechybnie spotkaliby się z zarzutem niesmacznej profanacji.
Ocalająca jednak w ich wypadku okazała się być ikonograficzna sztuka
komiksu, która budując dystans, nie gubi głębi podjętego tematu.
„Achtung
Zelig! Druga wojna” - z rysunkami Krzysztofa Gawronkiewicza, do
scenariusza Krystiana Rosenberga - to już klasyka polskiego komiksu
artystycznego. Pierwsze jego plansze pojawiły się w magazynie „AQQ” w
1993 roku. Mieliśmy już latach dwutysięcznych parę wydań całości, lecz
teraz otrzymujemy kolejne w powiększonym formacie i – co może być dla
niektórych kontrowersyjne – po raz pierwszy w kolorze autorstwa Grażyny
Fołtyn-Kasprzak.
Początek
historii wyłania się spod gęstej mgły. Poznajemy dwóch żydów, ojca i
jego syna Zeliga, którzy najprawdopodobniej uciekli z transportu.
Atmosfera grozy czasów wojny roztapia się w optyce
groteskowo-surrealistycznego widzenia, kiedy to nasi bohaterowie –
wyglądający jak dwa dziwne stwory - trafiają na niemiecki patrol
dowodzony przez karła w stożkowej czapce upstrzonej swastykami. W tym
momencie zdajemy sobie sprawę, że to nie będzie zwykła narracja na temat
czasów nazizmu.
Akcja
komiksu nie trwa długo. To około 48 h. Nie obfituje też w zbyt wiele
zdarzeń. Kluczowe zdaje się zaskoczenie czytelnika rozwiązaniami
dramaturgicznymi zupełnie nie przystającymi do przedstawionych sytuacji.
W ten sposób, co rusz napięcie jest rozładowywane przez element
groteskowy – jak np. wszędobylskie koty. Rys fabularny traktowałbym
tutaj raczej jako pretekst dla wyszukanej ekspresji rysunkowej
Krzysztofa Gawronkiewicza.
„Achtung
Zelig!” z rysunkami innego autora, mógłby nie zrobić żadnego wrażenia.
Imponuje gęstość kreski twórcy „Mikropolis”, który - jak mniemam -
poświęcił tej pracy wiele czasu. Efekt miejscami przypomina klasyczne
grafiki odbite z matrycy. Mamy tu też do czynienia z rożnymi pomysłami
konceptualnymi na narrację komiksową. Niemal każda plansza zaskakuje nas
czymś nowym, zarówno pod względem warstwy graficznej, jak i kadrowania.
Na przykład atak partyzantów (notabene – co „oryginalne” - Armia
Ludowej) przedstawiony jest za pomocą rysunków, jakby żywcem wyjętych z
projektu technicznego.
Co
do kolorów, muszę uspokoić tych, których mógł zmrozić już sam pomysł
pokolorowania plansz pomyślanych jako czarno białe. Grażyny
Fołtyn-Kasprzak, czyli inaczej Graza - to doświadczona kolorystka, którą
znamy choćby z pracy nad serią Thorgal. Paleta barw przez nią użyta
jest bardzo ograniczona, kolory są stonowane, jakby wyblakłe,
szaro-popielate, pozbawione krzykliwych kontrastów, dzięki czemu nie
tracimy pierwotnego efektu czarni i bieli. Można oczywiście powiedzieć,
że te zabiegi kolorystyczne nie były konieczne, jednak z pewnością nie
zaszkodziły one ogólnemu odbiorowi warstwy graficznej komiksu.
Głównym
problemem tego wydawnictwa jest to, że zajmuje ono zaledwie 56 stron, a
ma się wrażenie prologu dłuższej opowieści. Wielu z Was może też mieć
problem z warstwą fabularną, która jest zaledwie grą pozorów. Często
absurdalne, czasem oniryczne, wyprane z realizmu wątki tej historii są
uprawomocnione tym, że stanowią wyobrażenie małego dziecka Zeliga, które
jest narratorem tej opowieści. Niemniej dla tych, którzy poszukują w
historycznych narracjach wartości bardziej konkretnych, może to być
pewien zawód.
Na koniec
muszę się przyznać, że z „Achtung Zelig!” jako całością, zapoznałem się
po raz pierwszy przy okazji tego właśnie wydania. Jeśli i Wam ta pozycja
gdzieś umknęła, to na pewno warto się z nią zapoznać, choć – jak
zaznaczyłem - przyjemność czytania będzie krótka. A jeśli komiks już
znacie, to w związku z tym, że mamy jeszcze okres przedświąteczny, może
on okazać się doskonałym pomysłem na prezent pod choinkę. Na warstwę
plastyczną - tak przyjemnie komponującą się z całym anturażem choinkowym
- raczej nikt nie będzie narzekać.
Autor: Jakub Gryzowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz