niedziela, 19 stycznia 2025

Extremity. Tom 2.

 


Nie lubię dzielenia tak krótkich komiksów na kilka tomów. Najzwyczajniej w świecie wypstrykałem się z inwencji, pisząc pierwszą recenzję tej dylogii. Niemniej tomy są dwa, nic na to nie poradzę i o drugim też coś wypada napisać. Problem w tym, że to rzecz spójna, niejako gruba powieść graficzna, więc będę się trochę powtarzał. 

Nie będę też owijał w bawełnę. „Extremity” to mój ulubiony komiks Daniela Warrena Johnsona. Historia, jak to całkiem dobrze określa wydawca, będąca połączeniem „Księżniczki Mononoke” z „Mad Maxem”. Ja bym jednak podmienił „Mononoke” na „Laputa: Castle in the Sky” bo to quasi-fantasy dziejące się gdzieś na zawieszonych w chmurach wyspach, pomieszane z postapo. Worldbuilding robi tu połowę roboty. Druga cześć sprawiająca, że „Extremity” to taka wspaniała lektura, to iście szekspirowska warstwa fabularna. Krwawa, podszyta tragediami i pełna zwrotów akcji. 

Z drugiej strony, być może dwójka to tylko dobrze napisany, świetnie narysowany akcyjniak i nie zdzieli Was w łeb maczugą. Uważam jednak, że na tle innych komiksów Johnsona to rzecz dojrzalsza, kierowana w końcu w inny target niż dzieciaki i „młodzi dorośli”. Stary nerd będzie miał tu czego szukać od strony treści, a i graficznie autor pokazał rogi. Rysunki to lekko cartoonowy realizm. Stylistycznie ustawiony gdzieś na przecięciu różnych kultur, bo i trochę tu komiksu europejskiego, trochę mangi, trochę hameryki. Przy okazji to jednak grafiki bardzo oryginalne, potwierdzające klasę Johnsona, zarówno jako rzemieślnika jak i artysty. 

„Extremity” nie jest wiekopomnym dziełem, ale to bardzo dobra powieść graficzna dla miłośników szeroko rozumianej fantastyki. Jak wspomniałem, świat jest kapitalnie zbudowany, a i fabule nie wiele można zarzucić. Rzadko wracam do komiksów, bo mam natłok egzemplarzy recenzyjnych, ale tę historię będę chciał sobie w całości niedługo powtórzyć, bowiem każdy tom czytałem w trochę innym stanie emocjonalnym. Jeśli przyparlibyście mnie do muru, to powiedziałbym, że jedynka (trochę bardziej nastawiona na rozwój postaci i dopiero przedstawiająca uniwersum) zrobiła na mnie lepsze wrażenie, ale ta opowieść stanowi nierozerwalną całość. Po prostu w dwójce doszło do kulminacji i finałowej rozpierduchy, stąd poetyka jest nieco inna. Ogółem jeśli dzielicie ze mną gusta, to chcecie ten komiks przeczytać.

Brak komentarzy: