poniedziałek, 29 listopada 2021

Blade Runner 2019. Johnson/Green/Guinaldo

 


Na tle innych dużych filmowych marek czasów „kina nowej przygody” z wora ogólnikowo zwanego „fantastyką” „Blade Runner” wydaje się dość mało wydojony. Lubię tę markę, podobały mi się bardzo oba filmy, więc dość entuzjastycznie podchodziłem do komiksowej, luźnej kontynuacji tych kinowych hitów.


Na opasły tom zatytułowany po prostu „Blader Runner 2019” składają się trzy powiązane ze sobą powieści graficzne. Wszystkie zostały napisane przez Michela Greena i Mike'a Johnsona a narysowane przez Andresa Guinaldo. Rzecz traktuje o najlepszej łowczyni androidów, działającej w czasach, gdy rozgrywała się pierwsza część filmu, czyli w 2019 roku. Kobieta, z pozoru bezwzględna handlarka częściami androdupków, dostaje zlecenie, które przewartościuje zupełnie jej spojrzenie na androidy i sprawi, że sama zacznie być ścigana przez prawo. Wszystko zostało podane nam jak bozia nakazała, w świetnie napisanej noirowej narracji. 

 




Nie będę was zwodził i napiszę to od razu, zanim jeszcze dobrze posłodzę autorom – zebrane tu trzy odsłony serii to na większości poziomów dobre komiksy. Zajebiście oddano w nich duszną atmosferę filmów, świetnie podrobiono neonoirowy feeling, jaki przyświecał twórcom oryginalnych scenariuszy, w których klimat wpasowano się również graficznie. Rysunki zresztą zasługują tutaj na specjalną uwagę. Czynią z tego komiksu album mocno europejski w stylu. Nic dziwnego, Guinaldo jest Hiszpanem i cieszmy się wszyscy, że to właśnie on dostał tę fuchę, bo byle amerykański rzemieślnik na bank spartoliłby sprawę. W warstwie formalnej album ten cieszy oko, począwszy od fragmentarycznie (spluwa!) lakierowanych okładek, na wnętrzu, designie pojazdów, broni i strojów kończąc. Wszystko jest tu doskonale przemyślane i skomponowane. Nie da się na tym poziomie absolutnie do niczego przyjebać. Nawet komputerowe kolory sprawiają dobre wrażenie i ktoś postarał się, żeby dobrać je odpowiednio do atmosfery oraz kolorystyki filmowej macierzy. 

 



Nie jest jednak tak, że to dzieła pozbawione całkowicie minusów. Cały cykl kończy się bowiem dość pokracznie i widać wyraźnie, że autorzy zupełnie nie mieli pomysłów na zamknięcie tych historii a ostatnia część została domknięta w pośpiechu i na siłę. Osobiście wolałbym, żeby rozdmuchano intrygę, bo chętnie przeczytałbym następne części i bardziej przemyślane zakończenie. 

 



Czytając „Blade Runner 2019” czuć niemniej, że nie mamy do czynienia z franczyzą waloną od sztancy. To komiksy napisane i narysowane z sercem, więc każdy fan „Blade Runnera” powinien po nie sięgnąć. Pomijając jakieś niedociągnięcia (zjebana końcówka) to dość satysfakcjonująca lektura. I tylko takich komiksowych rozwinięć wielkich, fantastycznych marek sobie i Wam życzę.

Brak komentarzy: