piątek, 5 listopada 2021

Invincible. Tom 12. Kirkman/Ottley

 


 

O tej serii pisałem dla Was wiele razy, więc recenzja ostatniego tomu nie będzie niespodzianką. Mam nadzieję, że przez pryzmat moich tekstów dzieło Roberta Kirkmana i Ryana Ottleya jawi się jako rzecz warta zachodu. Osobiście bowiem uważam ją za jedno z największych dokonań na polu superhero. Trudno było więc nie spierdolić końcówki, no bo jak niby zakończyć dzieło tych rozmiarów (12 otyłych tomów) i tego kalibru (ponadczasowa, wielowątkowa epopeja z masą twistów)?


Z jednej strony twórcom udało się domknąć to umiejętnie, z drugiej (podobnie jak w przypadku finału BBPO) brak mi tu odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Co ciekawe, dwunastka to najbardziej upolityczniony tom. Niby gdzieś zawsze była to krytyka konserwatyzmu, ale dopiero przy okazji tej odsłony Kirkman wsadził palec w oko Korwinistycznej prawicy, w stanach pewnie kojarzonej w środowisku komiksowym z Frankiem Millerem. Fabuła ostatniego tomu „Invincibla” to bowiem przeciwieństwo Millerowskiego „300”. Triumfuje tu empatia, a Viltrumianie, ewidentnie będący takimi kosmicznymi Spartanami, ostatecznie zmieniają swoje podejście do rzeczywistości i czujących istot słabszych. Żeby nie być jednostronnym, Kirkman solidnie uderza też w socjalizm ukazany w tej sadze w postaci reżimu zaprowadzonego na ziemi przez Robota, dawnego kompana Marka Greysona. Jednak ustrój na ziemi zostaje zachowany, a jedynie nowy Stalin zostaje strącony z piedestału. 

 



Co do grafik, to pomysłowość obu Panów chyba się wyczerpała i poniekąd wszelkie zabiegi formalne jakie tu znajdziemy już widzieliśmy wcześniej. Mimo to Ottley po całej rozróbie jawi się jako współczesny mistrz komiksu i ze świecą szukać dziś równie sprawnych rzemieślników od kalesoniarzy. Widziałem, że ilustruje nowego Spidermana wydawanego przez Egmont i chyba będę musiał się teraz w niego zaopatrzyć, bo powiem szczerze – już tęsknię za grafikami Amerykanina.


Trochę nie wierzę, że to już koniec. Mocno zżyłem się z bohaterami sagi Kirkmana i będę na pewno za nimi tęsknił. Nawet za złolami bo napisani przecież zostali wyśmienicie. Jest co prawda jeszcze do wydania kilka spin-offów, ale ich pojawienie się stoi jeszcze pod znakiem zapytania, bo „Invincible” sprzedawał się podobno nieco poniżej oczekiwań. Mam jednak nadzieję, że zobaczymy je na naszym rynku. Ja chcę mieć komplecik rzeczy z tego uniwersum, nawet jeśli są trochę słabsze od głównej serii. No i muszę się w końcu zainteresować „Żywymi Trupami”, bo (wstyd przyznać) nie czytałem nawet jednego tomu, a zdecydowanie stałem się już wielkim fanem Kirkmana.


Brak komentarzy: