piątek, 19 maja 2023

Z całej pety. Daniel Warren Johnson

 


Wychowałem się oglądając wrestling na kanałach satelitarnych. Nie jestem więc do końca laikiem, ale od lat nie śledzę, co się dzieje w tej formie rozrywki. Od czasu ukazania się „Wonder Woman. Martwa ziemia” śledzę za to dokonania Daniela Warrena Johnsona i z utęsknieniem czekam na jego następne komiksy. W końcu się doczekałem, wszystko za sprawą dzielnie mieszającego na rynku Nagle! Comics.

 


 

Lubię tematykę, lubię też twórcę, szczególnie za talent plastyczny. Dokonania Johnsona na polu graficznym są dla mnie totalnie elektryzujące. Prezentowany przez niego styl rysunku łączy dobre cechy mainstreamu z lat 90. z vibem autorskim, brudnym i niezależnym. Jest też na tyle obrotnym twórcą, że jego dokonania przedostały się już do mainstreamu. To trochę taki współczesny Tedd Mackeever. Zdolny, osobny, niepokorny i bardzo dobry w swoim fachu. Nie obawia się też brać na warsztat gatunkowe ikony jak wspomniana – znakomita w jego wydaniu – Wonder Woman, która jest ozdobą bardzo słabej linii wydawniczej Black Label. Warren Johnson trafił się jej jak ślepej kurze ziarno.

 



Od strony plastycznej, „Z całej pety”, w pełni autorski komiks tego autora, miażdży mosznę. To prawdziwy hołd dla ludzi w trykotach, biorących się między sobą za bary. Jest to jednak szkoła wrestlingu odmienna od tej, którą pamiętam z dzieciństwa. Jak wspomina autor we wstępie, inspirował się jakąś Japońską ligą zapaśniczą. Jego bohaterowie bardziej przypominają ludzi grających czaszką psa w „Krwi bohaterów” niż napakowanych sterydami wieśniaków z lat 90. Zresztą bohaterka, podobnie jak główna postać we „Krwi...” – wzorcowym sportowo-fantastycznym dziele – jest młodą, ambitną dziewczyną chcącą wejść w środowisko herosów. I gdyby Warren Johnson eksploatował ten temat, byłby zwycięzcą... wymyślił jednak tak błahe motywy jak międzygalaktyczny turniej. Doprawił wszystko niewiarygodnie zbudowanymi relacjami ojciec – córka i dorzucił elementy fantastyczne, które doprawdy były zupełnie niepotrzebne w tego typu historii. Ma w kulturze znakomite wzorce na taką sportową opowieść, z genialnym „Zapaśnikiem” Aranofsky'ego na czele, a nie korzysta z nich. Zamiast tego woli robić opowieść pozbawioną właściwie rozbudowanej warstwy psychologicznej i taplać się w fabularnych banałach.

 



Być może tego oczekują fani wrestlingu. Ja jednak wolałbym przeczytać coś bardziej frapującego, psychologicznego, doprawionego dobrze pulpowymi motywami. Taki „Criminal” o zapaśnikach. To co w bólach napisał dla wielkiej wytwórni filmowej Barton Fink. Dostałem niestety tylko genialnie narysowaną bajkę dla dużych dzieci. Oczywiście znajdą się odbiorcy gotowi kupić dzieło Johnsona z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale akurat ja po tym autorze spodziewałem się więcej.

1 komentarz:

SStefania pisze...

Wyśmienicie, przez ostatnie kilka miesięcy wciągnęłam się we wrestling i ten komiks brzmi jak coś, czego potrzebuję!
Zupełnie nie kojarzę wydawnictwa, widzę, że to jakieś nowe i tytuły, które mają w ofercie i zapowiedziach wyglądają zacnie, tym bardziej dzięki!