poniedziałek, 8 maja 2023

Batman: Zagłada Gotham. Mignola/Nixey

 


Cieszyłem się na wznowienie „Zagłady Gotham”, bo to dla mnie komiksu kultowy. Czytałem go, gdy wyszedł pierwszy raz w naszym kraju, zrobił na mnie wtedy duże wrażenie i zapamiętałem go jako bardzo dobrą pozycję. Zderzenie wspomnień z rzeczywistością bywa jednak brutalne.


Sam pomysł, nawet dziś, gdy dobrze wiemy co to Elseworldy i często z nimi obcujemy, wydaje się szalony, ale po głębszym zastanowieniu można stwierdzić, że to strzał w dziesiątkę. Oto bowiem następuje przecięcie się dwóch uniwersów. Stworzonych przez Howarda Phillipsa Lovecrafta realiów zwanych powszechnie Mitologią Cthulhu i dobrze znanego wszystkim miłośnikom superhero (i nie tylko im) świata Batmana. Za wszystko odpowiedzialny jest nie lada ancymon, bo poskładał to do kupy chyba największy piewca Lovecraftiańskiego mroku w komiksie, czyli Mike Mignola. Dostajemy więc swoiste uniwersum Batmana przeniesione do lat 20, pogłębione w znaczeniu elementami zaczerpniętymi wprost z mrocznych wizji samotnika z Providence. Oba światy, tworzone w podobnym okresie, miały ze sobą wiele wspólnego, co chyba dostrzegli artyści długo przed Mignolą, bo dokooptowali przecież Arkham do mitologii Batmana. Brzmi wszystko pięknie i nader atrakcyjnie, ale w ostatecznym rozrachunku okazało się dziś dla mnie klapą. 

 


 


Rzecz sprawia wrażenie poskładanego naprędce samplera pomysłów. Dodajmy, że pomysłów dobrych, ale niewykorzystanych do końca. Ostatecznie rzeczy się najzwyczajniej w tym świecie nie kleją, a przecież powinny bez problemu, bo podszyte mrokiem uniwersum Batłomieja powinno być chłonne względem mroku twórczości HPL-a. Nie jest to pozycja tragicznie zła, ale niestety niedorobiona. O ile wstęp jeszcze gra i buczy, jest atrakcyjny i pomysłowy, to lawina zdarzeń następujących po nim nie robi na mnie wrażenia, a do tego nie jest zbyt dobrze napisana. Zabrakło prawdopodobnie zielonego światła na możliwość spędzenia z tym pomysłem większej ilości czasu roboczego, wydłużenia go do jakiejś trzymającej się kupy sagi. Komiks ma jednak w Polsce swój target, wcale nie mały, bo należą do niego miłośnicy Mignoli. Widać w tym swoiste portfolio pomysłów. Znajdziemy tu motywy, które Mignola wykorzysta przy pracy nad BBPO. Tematy, które będą go prześladować w stricte autorskich dziełach przynależnych do franczyzy Hellboya. 

 


 


Mam smutny obowiązek dodać, że zawodzi również grafika. Owszem, niektóre kadry z Batmanem w obszarpanym stroju są dobre, ale wiele rysunków wygląda pokracznie, jakby ich autor nie umiał narysować postaci ludzkich. I nie, nie mam na myśli ekspresjonistycznego stylu Mignoli, rysunkami zajął się bowiem Troy Nixey, który zdecydowanie nie ma talentu Dużego Mike'a. Wszystko ratują fantastyczne kolory Dave'a Stewarta, który jest nie lada zapracowanym fachurą i nie pierwszy oraz nie ostatni raz pracował nad projektem od Mignoli. 

 



Dla kogo jest więc ten komiks, zapytacie? Ano jak wspomniałem dla komplecistów Mignoli, bo stanowi zbiór jego lovecraftowskich pomysłów. Jest też przeznaczony dla fanów HPL-a bo będzie fajnym, niecodziennym gadżetem, który wypada mieć na półce (ja swojego egzemplarza nie oddam). W czasach, gdy nie tak łatwo o dobrą historię o nietoperzu rzecz nie wypada strasznie źle, ale moje wspomnienia sugerowały mi komiks znacznie lepszy. Podejrzewam, że gdyby wynikła z tego projektu jakaś większa franczyza i ktoś (niekoniecznie Mignola) odważył się pisać więcej historii osadzonych w tych realiach, to w końcu dostalibyśmy przyzwoite opowieści. Tak się jednak nie stało, zostaliśmy więc z tą „Zagładą Gotham” jak Himilsbach z angielskim.

 

Brak komentarzy: