poniedziałek, 10 października 2022

Dardevil. Tom 2. Mark Waid

 


Po dwóch superbohaterskich niewypałach sięgnąłem po pewniaka. Daredevil bowiem, nawet w nowszych odsłonach, nigdy mnie nie zawiódł. Początek runu Waida również mi się podobał, mimo iż bardzo odchodził od tego co, pokazywali jego poprzednicy. W dwójce wszystko jednak wraca na dawne, depresyjne tory. Ale to nie jedyne, co się dzieje w tej odsłonie. Zacznijmy więc od początku.
 

 


Pierwszy story arc to znakomita kolaboracja Waida z obecnym na tegorocznym MFK Gregiem Rucką. Do akcji prócz Śmiałka z Hell's Kithcen wkraczają Spider-man i Punisher ze swoją pomagierką. To fajny, mocny run i szczerze powiedziawszy nie wiedziałem, że Rucka kiedykolwiek pisał przygody Franka. Wyszło fenomenalnie i chętnie poczytałbym więcej takich rzeczy. Bałem się po tych kilku zeszytach powrotu do normalnego Waidowego runu, czy po mrocznej przygodzie z tabunami ninja autor podoła? Okazało się, że nie miał z tym problemu. Co ciekawe znów przytłoczył Murdocka problemami. Ta część pisanego przez niego cyklu jest mroczniejsza, mimo iż nie wchodzi zupełnie w stylistykę noir wykorzystywaną przez najlepszych twórców poprzedzających jego pracę. To pulpowe superhero, ale w idei mniej kolorowe, cięższe w wydźwięku. Bardzo ważny jest tu też konflikt z Foggym Nelsonem, który najzwyczajniej mówi Mattowi, żeby ten spierdalał na bambus i wywala go z ich wspólnej kancelarii. Pojawia się też wątek z przeszłości związany z byłą żoną Murdocka, która zbzikowała i została zamknięta w psychiatryku. To nie są radosne rurki z kremem, tylko poważniejsza, psychologiczna rozkminka pełna wewnętrznych konfliktów naszego bohatera. Wszystko to wychodzi Waidowi bardzo dobrze i może nie dosięga poziomu Bandisa czy Brubakera, ale czyta się to znakomicie. 
 



Rysunki też są ok. Może nieco oczojebne kolory rażą w opozycji do poważnych problemów, może to nie są grafy Davida Macka, które podkreśliły by powagę sytuacji, ale obcuje się z nimi dobrze. To w końcu jednak pulpowe superhero o niewidomym typie w czerwonym stroju diabła. Oczywiście można by to rysować inaczej, ale to przyzwoite rzemiosło. Nie ma lipy.

Ostatnio wpadł do mnie znajomy i patrząc na moją kolekcję Marveli zapytał, którego bohatera lubię najbardziej. Powiedziałem, że Franka Zamka, ale gdy teraz myślę o tym, to nie jest tak oczywiste. Bo patrząc całościowo najlepszym ongoingiem superbohaterskim w historii komiksu jest właśnie seria o Daredevilu – i nie ważne czy to vol 1. czy vol 2. Wszystkie odsłony, które czytałem, dają radę i nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Chętnie wciągnąłbym po polsku jakieś starsze historie jeszcze z vol 1, z okresu post-Millerowskiego. A może i przeczytałbym całość Daredevila? Nawet jeśli niektóre runy są słabsze, to mimo wszystko chciałbym postawić wszystko na półce. Tak mam z bohaterami, których bardzo lubię. 




 

Brak komentarzy: