wtorek, 9 lutego 2021

Dom Pokuty. Tomasi/Bertram


Kibicuję wydawnictwu Kboom, ale nie – jak większość odbiorców – ze względu na komiksy superhero od Valianta, które wydaje ta oficyna. Kibicuję, bo mają w swoim katalogu linię z horrorowymi powieściami graficznymi. To cały czas segment niezagospodarowany na naszym rynku. Z drugiej jednak strony wybitnych komiksowych opowieści grozy ze świecą można szukać. Świetnie więc, że ktoś odwala za nas czarną robotę i wyszukuje na zachodnich rynkach rzeczy ciekawych, wartych prezentacji w naszym kraju. Taką też pozycją – nawet jeśli nie idealną – jest opisywany przeze mnie album autorstwa Petera J. Tomasiego (scenariusz) i Iana Bertrama (rysunki). 

 


„Dom Pokuty” podejmuje temat, który już znam z horroru filmowego „Winchester. Dom duchów”. Inspiracją do stworzenia historii był mianowicie fakt, iż wdowa po Winchesterze, twórcy słynnego powtarzalnego karabinu, miała nie lada korbę i rozbudowywała swoją posiadłość o kolejne pomieszczenia, mające rzekomo pomieścić dusze tych wszystkich nieszczęśników, których szlag trafił od kulki wystrzelonej z legendarnej broni. Film był taki sobie i dzięki Bogu komiks jest od niego znacznie lepszy. Fabularnie też może nie wysadza z kaloszy, ale ma wybitne (tak, to jest chyba najlepiej narysowany album zeszłego roku, a przynajmniej pierwsza trójka) rysunki Iana Bertrama.

Styl tego twórcy jest niespotykany, bardzo unikalny, nawet nie tyle zakorzeniony w undergroundzie, co bardziej sprawiający wrażenie jakiegoś niezależnego europejskiego projektu, a przecież mówimy o autorze amerykańskim. Ma on krechę do tego stopnia wyjątkową, że trudno uwierzyć w fakt wydania tego albumu przez majorsów (komiks oryginalnie ukazał się nakładem Dark Horse). Z racji miejsca akcji będącego domem wyglądającym jak efekt projektu architekta szaleńca, można było się spodziewać cytatów z Eshera. Nic bardziej mylnego. Rysownik nie poszedł na łatwiznę i sceny mające wywołać u czytelnika gęsią skórkę są zobrazowane w zupełnie inny sposób. Tak, w domu, w którym mieszkają przeklęte dusze, czasem mieszają się piony i poziomy, ale ostatecznie efekt grozy wywołują inne motywy graficzne - mocno zakorzenione w cielesności. Na planszach Bertrama to semi-realistyczne postacie i pochłaniające je czerwone czeluści są ważniejsze niż nawiedzony dom.

 


 

 Warto też dodać, że genialną warstwę graficzną dopełnia kolorysta. Nie byle jaki, bo to sam Dave Stewart, chyba (przynajmniej u nas) najsłynniejszy fachowiec swojego pokolenia. Tak, to ten gość, który błysnął genialną pracą przy „Hellboyu” i jego spin-offach. Tutaj również nie bierze jeńców i jego dzieło stoi na najwyższym poziomie.

Przy całej sympatii dla „Domu Pokuty” jako takiego, nie będę Was okłamywał. Tomasi nie jest tak dobrym scenarzystą jak Bertram rysownikiem. Zdecydowanie nie udało mu się wykorzystać potencjału leżącego w szalonej lady Winchester i jej domostwie. Za bardzo posiłkował się oniryzmem, nie dostrzegając przy tym, że ma materiał do opowiedzenia psychologicznie rozbudowanej, pogłębionej historii szaleństwa na miarę „Lśnienia” (tak, dom Winchesterów jako temat ma taki potencjał). Od strony fabularnej jest najzwyczajniej płytko. Niemniej powinniście obowiązkowo sięgnąć po ten komiks ze względu na genialne rysunki.

 


 

 

Brak komentarzy: