Obcując z twórczością Yvesa Swolfsa
nie trudno dostrzec, że autor ten jest zapalonym kinomanem.
Nietypowym, bo rozkochanym w pulpowych, b-klasowych filmach, przy tym
odważnie naśladującym je, i tworzącym swoje (nazwijmy to umownie)
komiksowe sny o kinie. To imitacje, preparowane niemal na tej samej
zasadzie co włoskie podróbki amerykańskich gatunków filmowych,
które popularne były w latach 60 i 70.
W swojej pierwszej serii, westernowym
cyklu „Durango” autor zabierał czytelników do świata
przypominającego spaghetti westerny. Natomiast w „Księciu Nocy”
odwołuje się do wampirzych filmów ze stajni brytyjskiej wytwórni
Hammer Film Productions. Dodatkowo Swolfs wszystko okrasza pewną
dawką krwi i golizny, której filmowe pierwowzory nie mogły jeszcze
oferować ze względu na cenzurę. Można powiedzieć, że nieco
podkręca nurt do którego się odnosi, czyniąc go bardziej
atrakcyjnym dla współczesnego odbiorcy. Przy tym wszystkim jego
twórczość utrzymana jest w ramach frankofońskiego stylu zerowego,
którego cechami rozpoznawczymi są: realistyczna, dokładna kreska
zachowująca proporcje ciała rysowanych postaci, grzeczna, czytelna
narracja (acz akurat z tym Swolfs lubi sobie pofolgować i efektownie
komponować kadry na planszach) i niezbyt wymyślne kadrowanie.
Mając w pamięci pierwsze części „Durango” trzeba zauważyć,
że autor przez lata poczynił postępy, skutecznie rozwijał swój
warsztat, i obecnie uznawany jest już za tuza w swojej klasie.
Albumy o „Księciu Nocy” potwierdzają jego status.
Swolfs jest bardzo przekonywający w
tym co robi i zapewniam, że stworzył świat do którego miłośnicy
starej szkoły horrorowego kina będą chcieli wracać. Niemniej,
czyni to też z jego dzieła komiks o bardzo sprecyzowanym targecie:
chętnie sięgną po niego zarówno miłośnicy klasycznego komiksu
europejskiego jak i kinomani zakochani w gotyckich horrorach. Innych
czytelników ta seria może niestety wynudzić. Dzieło Swolfsa nie
jest bowiem arcydziełem, to tylko przyzwoita rzemieślnicza robota.
Komiksy
z serii „Książę Nocy” ukazały się już kiedyś na naszym
rynku, i niniejsza recenzja dotyczy wznowienia, które zainicjowane
zostało całkiem sprawnym, wcześniej nie publikowanym prequelem
stworzonym w 2015 roku. Do tej pory ukazały się trzy tomy nowego
wydania – prócz prequela wszystkie zbierają po dwie części
serii. Ostatnia odsłona pojawi się w lipcu. Sam poznaję te
opowieści po raz pierwszy i przyznam, że jako iż jestem wielkim
miłośnikiem brytyjskiego kina grozy, a i komiksami z rynku
frankofońskiego nie gardzę, to z niecierpliwością czekam na
finał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz