„Kaznodzieja” to jedna z
najsłynniejszych serii firmowanych logiem Vertigo. Przez lata od
pierwszej publikacji zyskała status kultowej i stała się niejako
wzorcem komiksu dla dorosłych. Pisana przez charyzmatycznego
Irlandczyka Gartha Ennisa łamie wiele tabu, prowokuje ale przy tym
nie jest przeintelektualizowana i mimo wszystko przede wszystkim
bawi.
Komiks opowiada historię pewnego
prowincjonalnego kaznodziei Jessego Custera, który został obdarzony
nadludzką mocą, przez byt zwany Genezis, który został zrodzony z
nietypowego mezaliansu – romansu anioła z demonem. Mniej więcej w
tym samym czasie Bóg porzucił niebo, zostawiając je w chaosie.
Custer wraz z towarzyszami – dziewczyną Tulip i szalonym
irlandzkim wampirem Cassidym – ruszają przez Amerykę próbując
odnaleźć Stwórcę. Ich śladem podąża kontrolująca świat
organizacja Graal i wysłannik nieba, kowboj Święty od Morderców.
Jedną z istotnych cech tej serii jest fakt iż mieszają się tu
gatunki: komedia z horrorem, westernem i romansem.
Niniejszy, czwarty tom tej serii jest
kolejną przejściową częścią. Akcja zostaje pchnięta do przodu
jedynie przez kilka zeszytów, gdyż publikacja ta zawiera też trzy
wydania specjalne poświęcone pobocznym postaciom tej opowieści.
Scenarzysta, Garth Ennis uważniej przygląda się Starrowi,
przywódcy organizacji Graal. Chwilę później porusza temat
wcześniejszych losów Gębodupego, okaleczonego chłopaka, którego
losy przecięły się z kaznodzieją i jego ekipą. W końcu dłuższy
fragment skupia na dwóch zwyrodnialcach z głębokiego południa,
którzy przez lata byli związani z rodziną Custera. Wszystkie z
tych opowieści to całkiem przyzwoita rozrywka, ale niewiele wnoszą
do głównej fabuły co stanowi największy mankament tego tomu.
Jednak wierni czytelnicy Ennisa nie powinni być zawiedzeni.
Nadwornym rysownikiem serii jest
nieżyjący już, przyzwoity rzemieślnik Steve Dillon, jednak w
wydania specjalne zawarte w tym tomie tworzyli Peter Snejbjerg,
Carlos Equazera i Richard Case. Być może warstwa graficzna nie
zachwyca – nie ruszyły mnie nawet prace Equazery, którego całkiem
lubię - ale wszyscy twórcy prezentują przyzwoity poziom. Rysunki
są na tyle sprawne, że świetnie obrazują fabułę wysnutą przez
Ennisa, ale na ścianie bym sobie ich na pewno nie powiesił.
„Kaznodzieja” nie jest komiksem dla
każdego. Treści w nim zawarte są – nie bójmy się tego słowa –
obrazoburcze, a przy tym mocno uwypuklają cechujące tego
scenarzystę lewicowe spojrzenie na świat. Dostaje się tu religii i
wszelkiej maści fundamentalistom. Komiks od zawsze był medium
kontestującym, ale Kaznodzieja jest chyba pierwszym dziełem (a na
pewno najsłynniejszym) głównego nurtu, które tak mocno kopało w
skostniałe, konserwatywne wartości. Mimo iż od pierwszej
publikacji minęło już wiele lat, to komiks Ennisa dalej potrafi zaszokować
co wrażliwszego czytelnika. Niemniej, jeśli chcecie na własnej
skórze sprawdzić jak dobra potrafi być twórczość tego uznanego
już za klasyka scenarzysty to powinniście sięgnąć właśnie po
„Kaznodzieję”. Ostrzegam jednak, że musicie się przygotować
na jazdę bez trzymanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz