Horror o pająkach? Jakie nowatorstwo! Dokładnie takiego poziomu kreatywności spodziewałem się po nominowanym do nagrody Eisnera scenarzyście! Dobra, w sumie spacer po linii najmniejszego oporu nie jest w grozie niczym nowym, gatunek od dawna rzuca się między różnymi spojrzeniami na sprawdzone od lat sztampy. Liczy się ostatecznie realizacja, przetworzenie banału w wyjątkową opowieść. Chyba o to musiało tu chodzić, prawda?
Od razu odpowiem: nie, „All Eight Eyes” to historia prosta jak budowa cepa. W jej ramach okazuje się, że pod płaszczykiem społecznie akceptowanej normalności kryją się potwory o ośmiu odnóżach. Pajęczaki o rozmiarach znacznie przekraczających normy akceptowane przez aktualną wiedzę biologiczną czają się w zakamarkach wielkich miast, a ich ofiarą padają głównie ludzie z marginesu. Tacy, za którymi nikt nie będzie tęsknił. Reynolds, włóczęga i zabijaka jakich mało, jednak tęskni i to uczucie napędza u niego chęć zemsty. W swojej walce przeciwko ukrytemu w ciemnościach złu bierze pod skrzydła młodego wykolejeńca Vica i tak zaczyna się wielka arachnofobiczna przygoda.
Jakim cudem świat nie dostrzega istnienia pająków o rozmiarach sięgających małego autobusu? Czy w grę wchodzi jakaś rządowa konspiracja na wysokim szczeblu? Jak to w ogóle możliwe, że te stworzenia mogą istnieć w ziemskiej atmosferze? „All Eight Eyes” zadaje prawie wszystkie te pytania i na żadne z nich nie odpowiada. Niedopowiedzenia i uproszczenia są chyba największą wadą scenariusza Steve’a
Foxe. Po przyznaniu się, że problem istnieje, do rozwiązania go pozostaje jeszcze daleka droga i to tworzy w fabule rażącą dziurę. Sam pomysł wykorzystania stawonogów (na koniec pojawiają się też inny przedstawiciele tego typu) też zresztą potraktowany został mocno powierzchownie. Są sobie wielkie czupiradła i atakują biedaków odnóżami albo ryjcem. W tej gromadzie funkcjonuje przecież taki ogrom bardzo specyficznych i często obrzydliwych sposobów polowania oraz zabijania, że pominięcie tych możliwości to wielkie niedopatrzenie.
Co jednak dostajemy poza niewykorzystanym potencjałem? Całkiem łatwą w odbiorze, szybką lekturę, która wchodzi gładko, o ile nie zadajecie sobie zbyt wielu pytań. Reynolds to typowy mściciel skupiony jedynie na wyładowaniu gniewu spowodowanego stratą, Vic za to robi za sztampowego padawana spragnionego celu w swoim pokiereszowanym życiu, nic nowego, ale działa to całkiem dobrze. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że serii na plus wyszłoby rozciągniecie na dwa dodatkowe zeszyty. Foxe za bardzo się tu spieszy, poza mankamentami z poprzedniego akapitu nie mamy też za bardzo czasu przywiązać się do bohaterów, a to mogłoby bardzo temu tytułowi pomóc.
Oczywiście warto też wspomnieć o rysunkach, przecież odpowiada za nie nasz rodak, znany już na zachodzie Piotr Kowalski, którego ja głównie kojarzę z komiksowych wersji „Bloodborne”. Krótka piłka: nie jestem fanem. Z technicznego i rzemieślniczego punktu widzenia nie mam człowiekowi nic do zarzucenia. Sprawnie operuje językiem tego medium, kadry układają się w czytelną całość, na pierwszym i drugim planie nie brakuje szczegółów. Jego styl zawsze zbyt mocno trącał mi jednak oklepaną amerykańszczyzną z początku tego wieku, taką niewyplenioną zresztą do czasów obecnych. Zwyczajnie sprawna robota pozbawiona choćby grama wyjątkowego sznytu i klimatu, więc tak samo jak w przypadku wspomnianej adaptacji gry studia From Software, tak i tu nie rozumiem, czemu Kowalski jest wybierany do rysowania horrorów. Chłop umie rysować, ale to nie jego gatunek, ta krecha nadaje się głównie do superhero.
Podsumowaniem całej opinii mogą być więc dwa słowa: przeciętność i niedopracowanie. „All Eight Eyes” może ma jakąś szansę minimalnie przerazić arachnofobów i całkiem dobrze opowiada bardzo prostą historię o potworach i zemście, ale panicznie wręcz boi się zajrzeć głębiej w jakikolwiek zakamarek własnoręcznie wykopanej jamy światotwórstwa. Czasem wolę już chyba bardziej ewidentnie fatalne komiksy, ten jest zwyczajnie absolutnie zbędny.
Autor: Rafał Piernikowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz