Loeb i Sale to najlepszy duet jaki kiedykolwiek pracował przy opowieściach o Batmanie. W te klocki lepiej się nie da. „Nawiedzony Rycerz” to zbiór numerów specjalnych wydanych swego czasu rok po roku, dedykowanych najzajebistszemu świętu: Halloween. Dopiero po nich duet wystartował z runem zatytułowanym „Długie Halloween”, nie mylcie więc tych dwóch komiksów. Rzecz ta została po raz pierwszy wydana u nas w kawałku w latach 90., u schyłku oficyny TM-Semic. Dziś, już drugi raz, dostajemy od Egmontu całość w jednym opasłym tomie. Tym razem z powiększonym formatem i opatrzonym płócienną okładką oraz obwolutą, czyli w standardzie DC Deluxe.
Tomik zbiera trzy historie „Strachy”, „Szaleństwo” i „Duchy”. Z jednej strony to tylko niedługie wątki, które nie zrobią rewolucji w świecie Nietoperza. Z drugiej to jedne z najpiękniej opowiedzianych obrazem historii z Batmanem w roli głównej. Autorzy rozwiną skrzydła dopiero chwilę później, tworząc wspomniane „Długie Halloween”. Rzecz wielowątkową i rozbudowaną, niejako powieść graficzną. Niemniej już w czasach tych okolicznościowych szortów pokazali rogi i udowodnili, że powierzenie Batłomieja właśnie im to świetny pomysł. Jak przystało na dobre opowieści Halloweenowe, wszystkie trzy historie przesiąknięte są grozą. Pierwsza traktuje o Strachu na Wróble i lęku Bruce’a Wayne'a przed wiązaniem się z kobietami, druga o córce komisarza Gordona, która wpadła w łapy Szalonego Kapelusznika, trzecia natomiast jest parafrazą „Opowieści Wigilijnej” Dickensa i porusza bardziej ludzką część obrazu Batmana. Wszystkie trzy historie warte są grzechu, jak większość rzeczy dotkniętych przez ten duet i po latach kompletowania ich komiksów dochodzę do wniosku, że dupy dali tylko raz: tworząc komiks „Wolverine/Gambit”. Opowieści o Batłomieju spod ich rąk to jednak samo złoto.
Jeph Loeb najzwyczajniej dobrze czuje Batmana i inne postacie z tego uniwersum, a nieodżałowany Sale robił najlepsze rysunki, jakie przytrafiły się Mrocznemu Rycerzowi. Wszystko, co tu dostajemy, jest już klasyką komiksu. Nie tylko superbohaterskiego zresztą i sięgnąć po niniejszy zbiorek radziłbym każdemu miłośnikowi opowieści obrazkowych. Styl graficzny Tima Sale'a łączy w sobie cartoon z horrorem. To specyficzna grotecha daleka zupełnie od realistycznych rysunków dajmy na to Norma Breyfogle, którego stawia się w naszym kraju na piedestale rysowników Nietoperza. Jeśli chodzi o mnie, to ja zdecydowanie wolę estetykę, jaką zaprezentowano w „Nawiedzonym Rycerzu”, mimo iż może nie powinienem porównywać obu twórców, bo to dwa bieguny rysunków Batłomieja. Niemniej jako krytyk lubię sobie tworzyć ołtarzyki i na pewno Sale na takowy zasługuje.
Podoba mi się to, co Egmont zrobił z dziełami Loeba i Sale o Batmanie i jak je wydał. Można mieć co najwyżej pretensje o użycie obwolut i fakt, że nie ma pod nimi grafiki, ale to przecież kwestia gustu i osobiście lubię te lekko powiększone edycje z tej oficyny. Walcie jak w dym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz