sobota, 3 grudnia 2022

Wyszywanki. Satrapi.


 



Przeczytałam wznowione właśnie „Wyszywanki” i tak sobie pomyślałam, głupkowato, ale to pierwsza myśl, że gdyby minione wieki pozwoliły kobietom opowiadać historie, zamiast oddawać pióra wyłącznie upiornym mnichom (to moja wizja z „Imienia róży” nie zatrze jej nawet legion rozśpiewanych, pyzatych i sympatycznych braci maszerujących po salonie) i kronikarzom-fantastom, może faktycznie wiedzielibyśmy coś o mentalności ludzkiej w minionych stuleciach, a nie gdybali tylko oglądając pod lupą skorupy. Bo co powie więcej o sposobie doświadczania świata niż rozmowa osób, które są wobec siebie bezgranicznie szczere, nie znają tabu i nie boją się śmieszności?

„Wyszywanki” są cudownie bezczelną kobiecą opowieścią. Nie ma tu żadnej innej perspektywy. Dziewięć kobiet w różnym wieku siada przy herbacie, by rozmawiać - opowiadać sobie szalone, pokrętne, przerażające, zabawne, niewiarygodne i obrzydliwe historie z życia własnego lub znanych sobie kobiet. Historie bezwstydne w swojej szczerości, których istotą nie jest wymiana plotek, tylko oczyszczenie – „wietrzenie serca”, jak nazywa to babcia Marjane. Bo choć serce każdego jest czasem przyduszone, to sercu kobiety, żyjącej w posuniętym do skrajności patriarchacie, nieustannie zagraża zaczadzenie.

Sama figura – kobiet zasiadających w kręgu, by (przy wyszywaniu) dzielić się doświadczeniem jest całkowicie uniwersalna, istotą pozostaje jednak to, co jest opowiadane. A w przypadku tego komiksu dostajemy ogrom informacji o całkowicie niedostępnym nam świecie, zamieszkiwanym przez kobiety, które muszą godzić wewnętrzną wolność z zewnętrzną zależnością. Bohaterki bywają w tych historiach towarem na sprzedaż, ale i bezwzględnymi marionetkarkami pociągającymi za sznurki męskiego życia, przy kompletnej nieświadomości swoich mężów, ojców, synów i kochanków. Śmieją się z siebie i z innych i pozwalają na śmiech czytelnikowi.

Dlatego „Wyszywanki” są przewrotnym komiksem. Można pewnie łatwo przeoczyć ich siłę. Nie ma tu dat, kontekstów politycznych, religii. Nawet hidżabów nie ma zbyt wielu. Niepotrzebne są przypisy i obszerne wprowadzenia, to tylko indywidualne doświadczenia kilku kobiet. To więcej niż można by oczekiwać. Nawet rysunek jest tu jakby wyzwolony: pozbawiony kadrów. Satrapi zostawia planszom bardzo dużo powietrza, bohaterki raz rozrastają się na połowę strony innym razem maleją w tłumie lub zamieniają w cień. Wypowiedzi potrafią zajmować ponad połowę strony, a jednak nie ma w tym przytłoczenia ani chaosu. No może poza liternictwem, które przypomina pismo szkolnej prymuski z podstawówki.


Zwykło się mówić o tym komiksie w kontekście „Persepolis”, że jest interesującym uzupełnieniem. Poniekąd oczywiście. Spotkamy tu bohaterów najsłynniejszego dzieła Satrapi, ale „Wyszywanki” mogą być czytane jako autonomiczna historia. Rodzaj bardzo dużego zoomu. I może przez to właśnie pojawia się jakiś rodzaj dyskomfortu w lekturze, jakby robiło się coś niestosownego, szpiegowało, przystawiając szklankę do ściany, by podsłuchać rozmowę (to działa?). Wyobrażam sobie, że może to kogoś odrzucić, zniesmaczyć, znudzić. Może samego siebie zapytać: „Co ja czytam?” Zrozumiem, chociaż zdania nie podzielę.

 

Autorka: Dominika Senczyszyn

Brak komentarzy: