czwartek, 15 grudnia 2022

Pamiętniki Sknerusa McKwacza. Kari Korhonen

 


 

Oglądając ostatnio „Białego Kła” w interpretacji Lucio Fulciego, złapałem się na tym, że Klondike i czasy Gorączki złota postrzegam nie przez pryzmat Londona, a wyłącznie przez kontekst, który znam z komiksów o Sknerusie McKwaczu. Dzieła Rosy zrobiły na mnie zresztą takie wrażenie, że „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” wymieniłbym w mojej ścisłej topce powieści graficznych. Uwielbiam komiksy z Kaczogrodu. Nie śledzę co prawda Gigantów i pochodnych, bo nie mam na to czasu, ale na te ekskluzywnie wydane komiksy Disneya, które prezentuje Egmont, raczej zawsze się połakomię.


Wiedziałem, że komiksy Finlandczyka, Kari Korhonena, to nie będzie ta sama jakość co Rosa, ale bardzo chciałem wrócić do czasów młodości Sknerusa, dałem mu więc szansę. No i to nie są złe opowiastki, ale oczywiście jestem trochę zawiedziony. Wizja Fina jest mniej spójna. Trudno spoglądać na „Pamiętniki...” w kategoriach powieści graficznej, bowiem są to niezbyt odkrywcze, króciutkie komiksy, które rzadko kiedy pogłębiają obraz uniwersum (acz są wyjątki). To trochę strzały na chybił trafił, bo oczywiście są tu fajne, lepsze historie (jak ta z Arturem Conan Doylem), ale jako całość to się, za przeproszeniem, nie trzyma kupy. Również portret psychologiczny Sknerusa jest bardziej pogłębiony u Rosy. No cóż, nie każdy twórca jest mistrzem komiksu. Tak jak nie każdy komiks o Sknerusie to arcydzieło.


Graficznie Karhonen wypada jednak bardzo dobrze. Kompozycje plansz są niemniej luźniejsze, nowocześniejsze niż u Rosy, więcej tu powietrza i odważniejszego kadrowania. To pewnie dlatego, że autor nie był zmuszony upychać treści na tych kartach... z drugiej strony nie miał co upychać, bo najzwyczajniej jego komiksy to zbiór śmiesznych (lub czasem nieśmiesznych) gagów, a nie drobiazgowa biografia najbogatszego Kaczora świata. Krecha jest w porządku, ani na siłę nie kopiuje Barksa (na ile to możliwe w komiksach o Kaczogrodzie w ogóle), ani Rosy. Nie jest też na siłę unowocześniona. Ogółem ogląda się to bardzo dobrze.


Jeśli oczekujecie po tym albumie poważnego komiksu (jakim niewątpliwie są „Życie i czasy...”) to się zawiedziecie. To jednak tylko komiks dla dzieci ze śmiesznymi historyjkami, a nie uzupełnienie słynnej wizji Rosy. I mimo iż autor wskazuje, że więcej czerpał z Barksa, to wszak stylizuje swój album na coś takiego jak „Życie i czasy...”. Niestety nie wytrzymuje porównania. Dorośli mogą zmarnować tu czas, dzieciakom może się podobać. Ja, jako kolekcjoner fajnych komiksów z Kaczogrodu, które są czymś więcej niż niezobowiązującymi historyjkami dla dzieci, jestem średnio zadowolony.

 

1 komentarz:

symbolicinteraction pisze...

Czekałem na tę recenzję, ale w sumie właśnie się tego spodziewałem. Korhonen poszedł dobrą drogą, ale niestety brak mu talentu żeby stworzyć coś więcej niż opowieść dla dzieci i pewnie stąd taki efekt. Jest wielu lepszych twórców Disneya, którzy ciągną te wątki zapoczątkowane przez Barksa i Rosę o wiele lepiej, chociażby włoscy rysownicy znani z Gigantów, jak Cavazanno (komiks o depresji Kwakerfellera w którymś z ostatnich Gigantów czerpał luźno choć umiejętnie z niektórych wątków u Rosy) czy Gervasio (który swój cykl o Kwantomasie umieścił w Kaczogrodzie lat 20ych - pojawiają się nawet siostry Sknerusa). No ale polski Egmont chyba zapowiedział na przyszły rok kolekcję Cavazanno, więc już ostrzę ząbki.