Ci, którzy czytają Arkham regularnie, pewnie pamiętają, że ja cenię sobie w fantasy komiksy znacznie bardziej niż powieści. Bo ogólnie lubię ten gatunek, wolę jednak, gdy jest podany w skondensowanej formie. Samą miłość do historii tego typu zawdzięczam jednak prawdopodobne temu, iż w późnym dzieciństwie grałem bardzo dużo w RPG. Niedawno znów spotkałem się z drużyną, z którą grywałem 20 lat temu, ale o tym opowiem może kiedy indziej. Niemniej prawdopodobnie specjalnie dla takich jak ja – grających w młodości w gry fabularne – stworzono ten komiks, bo opowiada właśnie o ludziach, którzy wracają do RPG po kilkudziesięciu latach.
Bohaterowie, podobnie jak ja, w późnym dzieciństwie cisnęli w autorski system fantasy, który wciągnął ich do świata gry (zupełnie jak w kreskówce Dungeons and Dragons) na całe dwa lata. Cudem wydostali się z RPGowej pułapki. Po kilku dekadach spotykają się ponownie, by rozegrać jeszcze jedną sesję i dokończyć sprawy, którymi nie zajęli się za pierwszym razem.
Nie będę owijał w bawełnę – podobało mi się „Die”, acz mam wrażenie, że to ten typ opowieści, w której pomysł (świat i koncepcja) był lepszy niż sama fabuła. Niemniej dostajemy solidną, dobrą pozycję, chcącą przy okazji opowiadać o czymś więcej niż typowa rozpierducha. Autorzy starają się dekonstruować, wchodzić dość głęboko zarówno w sam gatunek fantasy, jak i w gry fabularne. Chcą zastanawiać się nad rolą bohatera i postaci drugoplanowych w tego typu spektaklach. Co więcej, twórcy rozpędzili się do tego stopnia, że autor scenariusza stworzył system oparty właśnie na tym komiksie i świecie w nim opisanym. Jest w całości opublikowany w internecie, ale jeszcze do niego nie zerkałem. Podzielę się za to na pewno tym komiksem z moim mistrzem gry i może ze swoją drużyną pykniemy kiedyś w „Die”?
Warstwa graficzna, mimo iż nieco oszpecona komputerowymi kolorami, jest w ostatecznym rozrachunku bardzo udana. Nie przypominam sobie takiego stylu w żadnej opowieści fantasy, którą czytałem. To od strony estetyki zdecydowanie nie jest baśniowa opowieść. Jest mroczna i brutalna ze świetnie zobrazowanymi scenami dynamicznych walk. Prawdopodobnie miłość rysowniczki do gatunku spowodowała, że jest to coś ponad zwykłe ilustracyjne rzemiosło i osobiście bardzo doceniam jej pracę.
„Die” to dzieło ze wszech miar oryginalne, zrobione z serduchem i zdecydowanie warte polecenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie dla każdego, bo to hermetyczna opowieść przeznaczona ludziom, którzy cisnęli w RPGi. Nie mam zielonego pojęcia, jak odbiorą je ludzie niezaznajomieni z tą formą rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz