Joann Sfar to twórca bardzo ceniony i
nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że dziś jest już gigantem
komiksu europejskiego (a także zdolnym reżyserem filmowym, ale to
temat na inną okazję). U nas najbardziej znany pozostaje ze względu
na swoją genialną serię o Kocie Rabina. Na rynku jest jednak sporo
innych, mniej znanych tytułów firmowanych jego nazwiskiem (polecam
między innymi „Profesora Bella”), w tym rewelacyjna opowieść o
„Klezmerach”, której Kultura Gniewu wypuściła niedawno dwa
tomy – pierwszy jest wznowieniem, drugi premierą.
To historia osadzona w międzywojennej
Europie wschodniej. Bohaterami jest kilku żydowskich włóczęgów
(będących przy okazji muzykami zarobkowymi), piękna śpiewaczka i
mocno naznaczony przez los cygan. To drużyna dla komiksowych
opowieści bardzo nietypowa, ale charakterna i aż emanująca
energią. Tak się składa, że wszyscy pałają nie lada pasją do
muzykowania, nawet jeśli niektórym brak do tego umiejętności. Los
sprowadza tą całą menażerie do Odessy, gdzie muzycy mają grać
na urodzinach pewnej starszej kobiety, które zamieniają się w
wielogodzinną, szaloną imprezę. Dla twórcy to idealny pretekst do
ukazania ich odmiennych od siebie charakterów, przyjrzenia się im i
nakreślenia szczegółowych portretów.
Świat ukazany przez Sfara już nie
istnieje. A może trafniej byłoby powiedzieć, że nigdy nie
istniała i fabuła jest jedynie fantazją autora na temat tego
okresu w historii regionu? Niemniej dość łatwo uwierzyć w bajania
tego niezwykle zdolnego Francuza żydowskiego pochodzenia i dać mu
się porwać w świat wcale nie tak odległy od tego, który w swoich
filmach portretuje Emir Kusturica. W historii Sfara jest podobna
witalność, przebojowość, energia i zachwyt nad obrazowanym
folklorem.
Seria ta bardzo wyróżnia się spośród
innych komiksów autora. To ogólnie dobry, pomysłowy rysownik,
obdarzony charakterystycznym stylem, ale w tym cyklu przeszedł
samego siebie. Osobiście zachwycam się warstwą plastyczną, która
jest jakby połączeniem kreski mistrza Sempe z kolorystyką
(genialne akwarele!) żywcem wyjętą z obrazów Marca Chagalla.
Możliwe, że przez te zabiegi plansze są momentami nieco
nieczytelne i rozmyte, ale warstwa artystyczna stoi tu na tak wysokim
poziomie, że bez problemu wybaczam to Sfarowi. Jasne, dla tych, dla
których komiks skończył się na Thorgalu, rysunki Sfara będą
niezjadliwe. Nie przejmował bym się jednak nimi zanadto, bo mnie
pewnie nie czytają. Zresztą mocno wierzę w dobry gust swoich
czytelników, którym tę serię bardzo rekomenduję i zapewniam, że
to jedna z najlepszych rzeczy jakie się w tym roku w komiksowie
pojawiły.
Opowieść o „Klezmerach” liczy
obecnie już pięć tomów, u nas wyszły dopiero dwa, a w dodatku na
drugi (wznowiony wraz z nim został pierwszy) przyszło nam czekać jakąś
dekadę. Miejmy nadzieję, że teraz pójdzie szybciej i że seria
stanie się na naszym rynku przebojem. Ten, jest już chyba na tyle
dojrzały, że tym razem przyjmie kolejny cykl Sfara z otwartymi
rękami.
1 komentarz:
ok, przekonałeś, zamówiłem; jako, że ostatnio tu wpadłem i zauważyłem w miarę sporą kompatybilność gustów, postanowiłem dać szansę
Prześlij komentarz