Przyznam szczerze, że z całej twórczości Kinga na „Szeryfa Babilonu” czekałem najbardziej. Już sam pomysł jest totalnie zajebisty. To kryminał osadzony w ramach historii najnowszej (konflikt w Iraku, 2004 rok), okraszony dodatkowo elementami, które śmiało przypisałbym do westernu. Od razu mówię – niniejszy komiks ze stajni Vertigo to rzecz wybitna i najlepsza historia Kinga zaraz obok „Visiona”. Nie obcowałem z czymś w podobnej poetyce od czasu znakomitego Izraelskiego filmu „Duże, złe wilki”, który był równie mocny i w podobny sposób nawiązywał do kina gatunkowego, a z drugiej strony osadzony był w scenerii równie egzotycznej dla tego typu fabuł.
To niebywałe jak mało miejsca potrzebuje King, by nakreślić swoich bohaterów. Już po pierwszych dwóch zeszytach mamy zbudowane mocne charaktery z krwi i kości. Potem scenarzysta prowadzi postacie po mistrzowsku, nie oszczędzając ich i ukazując jako tragiczne, szukające bezcelowej zemsty. Totalnie przejebane ma genialnie napisany były pies gończy w służbie Husajna, pomagający byłemu amerykańskiemu policjantowi w śledztwie związanym z zabójstwem współpracującego z Amerykanami młodego Irakijczyka. Trzecią postacią dramatu jest kobieta, Irakijka z wysoko postawionej familii, którą w całości wyrżnął Saddam. Bohaterka przeżyła, bo w owym czasie uczyła się w Stanach. To jeden z najlepiej napisanych, silnych, żeńskich charakterów w historii medium. Nie przesadzam, wiem co mówię, bo z lubością poluję w komiksach na takie postacie. Cokolwiek bym więcej na temat tych zdarzeń nie napisał będzie spoilerem, a wolę, byście sami odkrywali wszelkie karty, które rozdał King.
Równie genialna jest sama fabuła dotycząca śledztwa i jej tło. King, zanim zajął się zawodowo komiksem, był agentem CIA i służył przez jakiś czas w Iraku. Tworząc tę historię, mocno opierał się na swoich wspomnieniach z czasów po 11 września. Równie łatwo, co w postacie, wierzy się tu w świat przedstawiony. Prócz gatunkowej opowieści dostajemy więc reportaż wojenny z tętniącego życiem Bagdadu, podzielonego na strefy (niczym rezerwaty Indian) i pełnego niebezpieczeństw. Bagdadu, w którym nie trudno o wpakowanie się na bombę bądź zgarnięcie headshota od którejś ze zwaśnionych stron.
Cała opowieść poprowadzona jest po mistrzowsku, ze znakomitym wyczuciem rytmu. Jeśli istnieje jakiś słabszy element tego komiksu, to może są nim rysunki, a im zarzucić mogę jedynie to, że nie są wybitne. Odpowiedzialny za nie był Mitch Gerads, który też tworzył ilustracje do „Mister Mircale”. Zaznaczę jednak, ilustracje nie są złe – to poprawne rzemiosło, sytuujące się stylem niedaleko twórczości Seana Phillipsa. Autor absolutnie nie ma się czego wstydzić.
Póki co zbieram wszystko Toma Kinga, mimo iż jestem już świadom tego, że to autor z nierównym dorobkiem. Owszem, miał na swoim koncie już dwa wydane u nas arcydzieła („Vision”, „Mister Miracle”), ale też i kilka słabszych pozycji („Kryzys Bohaterów”, „Omega Men”, „Batman” którego tylko zacząłem czytać, więc nie mam wyrobionego do końca zdania). Po każdy, nawet chwalony jego album sięgam więc z pewnym niepokojem. Tym razem się nie zawiodłem. Mam już drugi komiks na swojej liście najlepszych historii obrazkowych 2021. To właśnie „Szeryf Babilonu”.
1 komentarz:
Myśle, że nie dla mnie. Nie lubię takiej literatury.
Prześlij komentarz