środa, 30 czerwca 2021

Goon. Tom 4. Eric Powell

 


Wiecie co, powiem Wam tak szczerze, że przy trzecim tomie „Goona” mało nie odpadłem od tej serii. Owszem, w swojej recenzji głaskałem ją za rzeczy, które są tu dobre i lubię na swój sposób robotę Powella, ale ciężko mi już było wytrzymać kawały o kupie i powtarzalność.

Bardzo źle by się stało, gdybym darował sobie tom 4, bowiem to najlepsza rzecz, jaką Powell zaserwował nam od czasu „Chinatown”, powieści graficznej rozgrywającej się w świecie Goona (u nas zebrana jest bodaj w tomie 2). Wyobraźcie sobie, że ten zatwardziały sucharo-kawalarz darował sobie wszelkie żarty o kupie i w tomie 4 pocisnął bardzo dobre, oryginalne kilkanaście zeszytów, które są jednymi z najlepszych, jakie w ogóle stworzył. Znajdziemy tu powrót mojego ulubionego Sępa (koleś, na którego została rzucona klątwa, przez co jest nie tylko nieśmiertelny, ale żywi się również ciałami nieumarłych), motywy z cyrkiem czerpiące z „Freeks” Toda Browninga, smutny portret rozgromionego największego antagonisty Zbira i parodię komiksów superbohaterskich. Mam nadzieję, że zgodzicie się ze mną: najlepszy Goon to ten gorzki Goon, a dzięki Bogu od tego, co zawarte jest w tym tomie, język aż dęba staje. Jest tu oczywiście humor, ale jeśli patrzeć na całokształt zawartych tu prac, to jest on w odwodzie. Chyba dopiero drugi raz (wspomniane „Chinatown”) czuję, dlaczego ta seria zgarnęła tyle Eisnerów. 


 

Oczywiście nie musicie lubić scenariuszowej warstwy Goona. Nie przesadzę jednak chyba, jeśli powiem, że gdy chodzi o narrację i grafikę, to Eric Powell jest niekwestionowanym mistrzem komiksu, który bankowo zapisze się w historii medium. Jego pulpowo-karykaturalne semi-realistyczne rysunki to prawdziwa petarda czyniąca z „Goona” rzecz unikatową, rozpoznawalną już po samej kresce. Do tego do kolorowania grafik został zaproszony nie kto inny jak cierpiący chyba na jakieś twórcze ADHD Dave Stewart. Ludzie, czy jest amerykański komiks na polskim rynku kolorowany przez kogoś innego? Ja piszę o nim cały czas, no i chwalę go, bo jest zazwyczaj za co. Tak jest i teraz – moim zdaniem grafiki i kolory to jeden z elementów, ze względu na które obok tego komiksu nie możecie przejść obojętnie. 


 

Nabrałem za dużo recenzyjnych, mam już finałową piąteczkę przygotowaną do przeczytania i zrelacjonowania. Odczekam z nią jednak jeszcze kilka tygodni, żeby „Zbira” nie przedawkować. Niemniej jestem dobrej myśli, bo Powell jako twórca ewidentnie dojrzał i przestał strzelać sucharowymi ślepakami. „Goon” tom 4 to samo tłuste mięsko. 

 



Brak komentarzy: