Ponoć opowieści postapokaliptyczne i futurystyczne dystopie w okresie pandemicznym cieszą się szczególnym powodzeniem. To chyba nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że wiele z tego, co stanowi treść klasycznych już pozycji tego rodzaju, stało się w dużej mierze częścią naszej rzeczywistości. Przy takiej obfitości pozycji książkowych, filmowych i komiksowych (+ gry komputerowe) natykamy się oczywiście na niewypały, rzeczy nudne i głupawe, pod każdym względem nietrafione. Na drugim biegunie sytuują się autorzy, którzy zamiast kreować niepewne przepowiednie, twórczo analizują obecną kondycję zdominowanego naukowym myśleniem świata oraz pączkujących w nim tendencji. Kimś takim są wg mnie: Arash Amel, Lee Krieger, Joseph Oxford, Clay Mcleod Chapman i Jakub Rebelka - twórcy komiksu „Geneza”.
Książkę otwierają obrazy zniszczonego świata (cóż za możliwość wyżycia się dla grafika), który przemierza samotnie kobiecy android Chloe. Ludzkość wymarła, natura opanowała ruiny naszej cywilizacji. Kontrolę sprawuje sieć, która ma wpływ także na przyrodę. Strażnikami są śmiercionośne i wszędobylskie drony.
Fabuła zawiązuje się powoli, każda karta komiksu osłania nam kolejną niedopowiedzianą tajemnicę. Dochodzi do inkarnacji Davida Adamsa, twórcy nowoczesnej technologi, która doprowadziła nasz glob do katastrofy. Jenak nowy David nic o tym nie wie, świadomość ma dopiero zostać mu przywrócona. Tu dochodzimy do jednego z ciekawszych problemów dzieła. Czy pamięć, którą możemy sobie wgrać jak płytę CD – czyli nie będącą sumą naszych doświadczeń - przywraca nam osobowość, czy też ją odbiera? Gdzie w ogóle kończy się oprogramowanie, a zaczyna życie i kiedy nachodzące nas uczucie możemy nazwać prawdziwym? To z kolei szereg dylematów Chloe oraz jeden z istotniejszych tematów komiksu.
David, Chloe i jeszcze jeden robot udają się w awanturniczą i pełną niebezpieczeństw podróż do ukrytego gdzieś daleko laboratoriom, w którym można odtworzyć ludzkie życie. Po drodze spotykają wyrzuconą poza margines społeczność robotów, które pełniły kiedyś służalcze funkcje wobec ludzi, a obecnie nurzają się w bezcelowości swego istnienia. Dla nich David jest od dawna wyczekiwanym prorokiem. Tutaj komiks skręca w stronę Religi. David ma świadomość, że nie działa zupełnie samowolnie, tylko spełnia posłannictwo swojego protoplasty. Wyrusza więc w dalszą wędrówkę po pustkowiu niczym Mojżesz, ciągnąc za sobą swój lud, czyli armię ciemiężonych robotów, którym obiecuje wyzwolenie.
Zaprezentowana historia nie jest ani przegadana, ani przeintelektualizowana, obfituje zaś w dramatyczne zwroty akcji i sceny walk. Sieć za pomocą różnych pułapek usilnie pragnie zniszczyć inkarnację swego stwórcy Davida. Podobnie ludzkość w procesie technicyzacji i przyjmowania nauki jako wiedzy tłumaczącej wszelkie aspekty życia, systematycznie kopała grób swojemu Bogu. Czego obawia się Sieć? Życia w pełnym jego spektrum nieumiarkowania i chaosu.
Oryginalność scenarzysty i szeregu pomysłodawców osadza się na utożsamieniu rozkwitu nowoczesnej technologi - nie z powstaniem super komputera czy armii cyborgów - ale właśnie wspomnianej Sieci, która modyfikuje podstawy życia biologicznego, czyli sięga jakiejś nieuchwytnej Tajemnicy – elementarnego kośćca budowy wszystkiego co istnieje. Owe tendencje są nieobce współczesnym naukowcom. Świetnie o tym opowiada wybitny film „Photon” Normana Leto (czyżby Rebelka zapożyczył z niego motyw wijących się biocybernetycznych wstęg?). Zresztą chyba każdy, kto śledzi nowinki technologiczne, ma świadomość tego, co się święci (https://youtu.be/Sadq_UyxprQ).
Trzeba jednak zaznaczyć, że „Geneza” to nie jakieś nawiedzone pismo mesjanistyczne, ani traktat filozoficzny o upadku człowieka i poszukiwaniu Wolnej Woli, tylko przede wszystkim pełen przygód i napięcia komiks akcji, który może przypaść do gustu zarówno dojrzałemu czytnikowi, jak i nastolatkom. Wspomniane przeze mnie wątki są w nim obecne, ale myślę że przez wielu mogą zostać przeoczone. Bez wątpienia ta zgrabnie napisana opowieść przykuwa uwagę przede wszystkim swoją stroną graficzną.
Pierwszy raz z kreską Jakuba Rebelki spotkałem się w 1999 roku na łamach magazynu komiksowego „AQQ”. Nie zwróciłem na niego zbyt dużej uwagi, a też później nie specjalnie śledziłem jego karierę. Dopiero gdy w 2010 roku zobaczyłem we wrocławskim BWA wystawę malarstwa Jakub Rebelki pt. „Elementy chaosu” zdałem sobie sprawę, że mamy w Polsce nieszablonowego artystę, który potrafi się odnaleźć w różnych technikach, stylach i konwencjach, nie tracąc zarazem swojego indywidualnego charakteru.
Taka jest też szata graficzna Genezy, to znaczy różnorodna, autor rysunków nie idzie na łatwiznę, odważnie - niemal jak Simon Bisley - zmieniając swój styl i specyfikę kadrowania. Daje to dużo satysfakcji podczas czytania, gdyż cały czas ma się wrażenie obcowania z czymś zupełnie nowym, wiecznie otwartym procesem twórczym. Oczywiście takie rozwiązanie nie przypadnie do gustu pietystom, którzy zawsze chcą mieć idealny porządek. Należy jednak zwrócić uwagę, że poziom ekspresji grafik Rebelki w sposób konsekwentny i sugestywny odzwierciedla temperaturę emocjonalną poszczególnych scen, tym samym będąc interpretatorskim wkładem samego artysty w ich zrozumienie. Podobną rolę pełni interesująca kolorystyka.
Patricio Delepche posługuje się farbą równie nieszablonowo, jak Rebelka kreską. Oba środki wyrazu są w Genezie idealnie zintegrowane, dlatego podejrzewam, że polak, który nie stroni od posługiwania się pędzlem, miał istotny wpływ także na warstwę kolorystyczną. Mamy tu przynajmniej parę technik nakładania koloru, oprócz subtelnej interwencji komputera, bardzo charakterystyczny i ożywiający klimat robią akwarele. Czasami nie wiadomo, czy obrazek jest bardziej namalowany, czy narysowany oraz gdzie mamy żywą farbę, a gdzie barwę z programu graficznego. W przypadku tego komiksu, nie ma się wrażenia, że ktoś po prostu położył kolory, lecz w sposób kreatywny dopełnił artystyczną wizję grafiki.
„Geneza” nie powinna zawieść czytelnika rozmiłowanego w gatunku postapo, którego dzieła być może kręcą się wokół tego samego schematu, jednak tym bardziej interesujące jest śledzić pewne odstępstwa od reguły. W komiksie z rysunkami Rebelki zdumiewa w moim odczucie zgodne połączenie przynajmniej paru mogących się wykluczać dążeń. Udało się bowiem stworzyć rozrywkową historię dla młodzieży, jak i quasi religijny komiks do zadumy nad fenomenem życia. Wszystko to w pięknym wydaniu, twardej oprawie i świetnych kolorach. To bardzo miłe, że polski autor, którego kojarzę z polskim undergroundem (wiem, to stare dzieje), wchodzi w średnie pokolenie z tak pięknym dorobkiem.
Autor: Jakub Gryzowski