Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Fenixa.
Pewnego dnia, domorosły technik Ido, w pewnych kręgach zwany „doktorkiem” znajduje na złomowisku korpus starego cyborga o twarzy pięknej dziewczyny. Zabiera go do domu i reperuje, fundując mu nowe mechaniczne ciało. W psychice robota panuje pustka, nie pamięta nawet swojego imienia. Ido swoje dzieło nazywa więc Alita. Tak zaczyna się jedna z najklasyczniejszych mang z nurtu fantastycznego, która właśnie została wznowiona przez JPF w ekskluzywnym wydaniu. Ja dzięki temu tomowi obcowałem z nią po raz pierwszy.
Jak nietrudno się domyśleć, historia ta będzie współczesną wariacją na temat Pinokia, bo twórca, niczym Gepetto będzie się przyglądał temu jak jego dzieło niezgrabnie idzie przez darowane przez niego nowe życie. Tak się składa, że Ido prócz tego, że zajmuje się techniką, jest też łowcą nagród polującym na przestępców. Jego „dziecko” szybko zapragnie iść w jego ślady, dostanie więc silne ciało bojowe, które sprawi, że bohaterka będzie pełnić rolę śmiertelnej broni i polować na przestępców plątając się przy tym w różne kabały.
„Battle Angel Alita” można z powodzeniem zaliczyć do cyberpunku, nie jest to jednak dzieło – przynajmniej w pierwszym tomie – szczególnie drążące filozoficzne aspekty tego nurtu. Owszem, to świat w którym cyborgi potrafią kochać, ale przedstawione jest to jako dość oczywisty fakt i autor za bardzo nie zastanawia się nad tym czy jest to możliwe. Alita nie szuka człowieczeństwa, ona od początku jest bardziej wrażliwa niż otaczający ją ludzie. Zresztą dość szybko znajduje sobie kogoś do kogo może wzdychać, i staje się to jednym z głównych wątków tej odsłony jej przygód.
Mimo iż pojawiają się tu wątki romansu to ostatecznie komiks ten to jednak rzecz nastawiona głównie na akcje. Przy czym, warto zaznaczyć, że manga ta, mimo iż ma na karku już niemal 30 lat zanadto się nie zestarzała, i mimo iż pojawiają się tu długie walki, to już w drugiej zebranej w tym tomie historii (która jest fabularnie dojrzalsza niż pierwsza) nie znajdziemy ni krzty specyficznej „dragon ballowej” motoryki, a i w pierwszej pojedynek jaki stoczyła Alita nie był zbyt męczący – a uwierzcie, w tej formie sztuki pojedynki potrafią się ciągnąć w nieskończoność. Walki oczywiście są niezwykle efektowne, ale nie tylko one stanowią o sile tego komiksu. Książka ta jest znakomicie narysowana i możemy w niej podziwiać sugestywnie odmalowany cyberpunkowy świat, pełen nieczynnych fabryk, brudnych gett i obskurnych barów. W takiej scenerii stawiana jest tytułowa bohaterka, która przedstawiona jest dość miłą, do bólu mangową kreską, co bardzo kontrastuje z otaczającym ją ponurym światem. Szczególnie rozczulająca jest jej twarz – to wszak tytułowy anioł. W niej objawia się właśnie ten słynny styl, który fachowo nazywa się słowem „kawaii” – co oznacza coś słodkiego, uroczego. I jeśli szukałbym drugiego dna w tym – raczej jednak rozrywkowym i nie aspirującym do bycia filozoficznym traktatem – dziele to wskazałbym właśnie na wątek zetknięcia piękna z brutalnością i brzydotą.
Lubię mangę, ale za mało jej czytam. Z ciekawością więc sięgałem po niniejszy tom, wiedząc, że będę miał do czynienia z żelazną klasyką tego gatunku. Nie nazwę tego komiksu arcydziełem, jednak ogólnie jestem bardzo zadowolony z lektury, bo to dobra, mocno rozrywkowa opowieść i na pewno sięgnę po następną część. Jeśli dopiero teraz dowiedzieliście się o nowym wydaniu to muszę Was zmartwić. Edycja w twardej oprawie była limitowana i dostępna tylko w przedsprzedaży. Na rynku na szczęście jest jeszcze wersja miękko okładkowa.
1 komentarz:
U mnie to jedna z tych wstydliwych zaległości mangowych. Łącznie z Ghost in the Shell :/
Prześlij komentarz