W tym roku mnie i Usagiemu strzela
czterdziestka. Sam czytam przygody Długouchego już niemal pół
życia. Nie znudziły mi się nawet przez chwilę, bo Sakai nie
zszedł poniżej pewnego poziomu nawet w swoich trudnych życiowych
chwilach, a spotkały go takie tragedie jak śmierć wnuka i
pierwszej żony. Jako zatwardziały kolekcjoner jego opowieści
musiałem więc sięgnąć po „Chibi Usagi”, zrobioną z drugą
żoną na pokładzie i przeznaczoną dla dzieci wariacją na temat
przygód królika samuraja.
Ogólnie regularne komiksy o
Usagim Yojimbo mogą czytać młodzi ludzie, „Chibi…” jednak
przeznaczone jest stricte dla kilkulatków. Sam nie dorobiłem się
dzieci, ale pozostawałem w krainie opowieści obrazkowych dla
najmłodszych bardzo długo, wszak przez lata pisałem o komiksach
dla maluchów. Odpuściłem to kilka lat temu i powiem szczerze, że
tęskniłem za tą formą rozrywki, za pisaniem dla rodziców, którzy
szukają komiksów dla swoich pociech. „Chibi Usagi” przypomniał
mi, jak dobre rzeczy z tej półki ukazują się obecnie na naszym
rynku.
Czytałem ten niewielki tomik z prawdziwą
przyjemnością, mimo iż (jak wspomniałem) mam już na karku
czterdziestkę. To mini wariacja na temat „Siedmiu samurajów”
Kurosawy, bo bohaterowie zostają niejako wynajęci do uratowania
wioseczki przed zbójami. Oczywiście są tu pewne uproszczenia, nie
ma też opowieści o honorze samuraja oraz motywów śmierci, które
pojawiają się w regularnym komiksie i dziele Kurosawy. Wątki
społeczne, jak niewolnicze wykorzystywanie pewnych stworzonek przez
złego króla Salamandra, już za to tu znajdziemy. Zamiast ostrych
jak brzytwa mieczy samurajskich chibi-postacie korzystają z bokenów,
drewnianych treningowych mieczyków, którymi wywijają walcząc z
chibi-straszydłami. Wszystko jest tu przerysowane i sympatyczne, co
sprawia, że to wymarzona lektura dla dzieci. Dzięki niej Wasze
pociechy zanurzą się w iście japońskim świecie, poznają nawet
kilka nowych, egzotycznych słówek. Ich wrażliwość nie zostanie
niczym skrzywdzona.
Mam wrażenie, że powinno powstać
więcej takich książeczek. Usagi Yojimbo to ogólnie samograj i w
tej formie sprawdza się równie dobrze co w wersji oryginalnej. Do
serialu Netflixa dla dzieci, luźno inspirowanego motywami z komiksu
Sakaiego, nigdy się nie przekonałem, ale „Chibi Usagi” kupuję
z całym dobrodziejstwem inwentarza i będę straszny: nie oddam
swojego egzemplarza żadnemu dziecku! Tym bardziej, że na końcu
znajduje się przygoda normalnego Usagiego, który podczas walki z
demonem pada zemdlony i we śnie spotka swojego chibi-odpowiednika.
No muszę mieć to w kolekcji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz