Zanim rozczaruję matkę i ojca następnym akapitem, naprędce usystematyzuję: Retro to wznowiony w większym formacie i poszerzony o dwa niezależne opowiadania komiks Łukasza Ryłki ŚmiercionoŚni, który Kultura Gniewu wydała w 2007 roku.
Wracając - to może niezbyt szlachetna uwaga, zwłaszcza na początek, może też trochę wstyd się przyznać, ale w ogóle mi się Retro nie chciało. Z powodu okładki. A ona nawet nie jest taka zła. Ot poklejona z rekwizytów postać detektywa, taki uproszczony Arcimboldo. Niby wszystko gra, koncept rozumiem, ale tak całkiem subiektywnie odbieram jako odpychający. Co więcej okładka wcześniejszego wydania ŚmiercionoŚnych, tego sprzed piętnastu lat, też do mnie nie przemawiała. Poprzednia obiecywała mi coś innego, a obecna obiecuje za mało. Kamień z serca, przyznałam się i zaraz wrócę, jak tylko wyciągnę z szafki woreczek z tym popiołem, co nim będę głowę sypać.
To co to za historia? Ach, całkiem baśniowa. Otóż na rynku pojawił się kapelusz podszyty zroszonym łzami wdowca materiałem z rękawa sukmany, w której Śmierć czyni swoją powinność. Kto wejdzie w posiadanie owego kapelusza, cóż…tego dzień potoczy się całkiem inaczej niż przypuszczał. I więcej zdradzać nie ma sensu, bo zepsuje to zabawę, którą autor przewidział dla czytelnika. Trochę tak widzę ten komiks - złożony i ładny rebus.
W Retro jest nomen omen bardzo retro. To komiks niemy (z wyjątkiem jednego znamiennego zdania), czarno – biały, uśmiechający się z czułością do ikonicznego, dawnego Hollywood. Po drugim i trzecim planie przechadzają się Charlie Chaplin i Harold Lloyd, albo ktoś do złudzenia do niego podobny, kto zawiśnie nawet na wskazówce zegara jak w Safety Last!, a wcześniej zatańczy niczym Tony Curtis w Pół żartem pół serio z nietypową damą. Do detektywa przybędzie panienka w opresji, której łzy wpędzą go w niezłe kłopoty. I będzie padał deszcz. A miasto skryje niejeden sekret, którego rozwiązania trzeba będzie wypatrywać cofając się o kilka stron, by jeszcze raz przepatrzeć kadry. No właśnie miasto. Ukłon w kierunku filmów noir. Zbudowane na fundamencie wyraźnych konturów i głębokich cieni rysunku. Jakby trochę zamglone, tętniące życiem nocnych knajp, teatralnych spektakli i upojnych chwil w hotelowych pokojach.
W ŚmiercionoŚnych Ryłko zaprasza czytelnika do zabawy z konwencjami. Wyprawia na uroczą i momentami zabawną przygodę z ładnym, czytelnym i dopieszczonym rysunkiem, który nie zostawia niedomówień, pozwala mknąć przez tę opowieść nie przejmując się tym, że się w niej niczego nie eksplikuje. A misterna konstrukcja sprawia, że czyta się z równą przyjemnością tak od początku jak i od końca czy środka. Tylko za serce nie chwyta. Nie żeby musiał, no ale nie chwyta.
Inaczej rzecz ma się z opowiadaniami Zimny drań i Opowieść wigilijna to była u mnie ta część dla serca.
Czy warto przeczytać Retro? Jeśli nie zna się ŚmiercionoŚnych – warto. Może się powtórzę, ale to świetnie skonstruowana i narysowana historia. Czy w Was zostanie – nie wiem, ale jestem niemal pewna, że przeczytacie ją dwa razy.
Autorka: Dominika Senczyszyn