poniedziałek, 4 października 2021

Myszka Miki. Horrifikland i Miki i kraina Pradawnych

 


Jedno z najważniejszych wydarzeń roku i to nawet poza obrębem komiksu dziecięcego, bo niżej opisane albumy dostarczają doskonałej rozrywki nie tylko maluchom. Otóż Egmont postanowił wydawać komiksy Europejskich mistrzów, które w poprzedniej dekadzie stworzone zostały na licencji Disneya. Konkretnie chodzi o przygody Myszki Miki. Kilka lat temu ukazał się już album „Kawa Zombo” stworzony przez Loisela i chyba nie sprzedał się dobrze, bo długo przyszło nam czekać na następne odsłony tego zacnego cyklu. Mimo wszystko przyszedł w końcu czas na kontynuację albumów z tej linii i niedawno dostaliśmy przygody najsłynniejszego gryzonia w historii w aż dwóch odsłonach. Po pierwsze: dzieło Lewisa Trondheima, autora takich arcydzieł jak „Wyspa Burbonów” czy „A.L.I.E.E.E.N.” (jestem wyznawcą tego twórcy), któremu towarzyszy rysownik Alexis Nesme w opowieści „Horrifikland”. Po drugie: album stworzony przez Denisa-Pierr'a Filippi i Silvio Camboni, znanych u nas z serii młodzieżowej „Niezwykła podróż” (nie czytałem, ale to rzecz podszyta mocno twórczością Verne'a czy ogólnie steampunkiem) pod tytułem „Miki i kraina Pradawnych”.




Zacznijmy od „Horrifikland”, dzieła  Trondheima i Nesme. Miki, Gooffy i Donald są tutaj detektywami wynajętymi w celu odnalezienia kota pewnej starszej pani. Tak się składa, że kocisko zagubiło się na terenie horrorowego parku rozrywki, estetyką mocno umiejscowionego w nadchodzącym Halloween. Sceneria ta staje się dla autorów pretekstem do serwowania klimatycznych rysunków nawiązujących do dawnych kreskówek i komiksów z lat 30., podszytych nieco turpistyczną groteską. Na żadnym poziomie nie jest to jakieś wielkie dzieło, ale w ostatecznym rozrachunku bardzo miła lektura, zarówno od strony fabularnej jak i graficznej. Zdecydowanie warto je podarować dziecku (nawet własnemu, wewnętrznemu) w okolicach święta zmarłych, bo wykreowana w tym komiksie atmosfera jest kapitalna.



Natomiast Filippi i Camboni uderzają w zupełnie inny ton gatunkowy. „Miki i kraina pradawnych” to opowieść fantasy garściami czerpiąca z twórczości zarówno Hayao Miyazakiego („Laputa. Podniebny zamek”) jak i Moebiusa (dokładnie słynny „Arzach” się kłania). Bohaterowie na wielkich ptakach przemierzają fantastyczną krainę w chmurach, świat zaludniony Disnejowskimi stworzonkami, które mieszkają na latających wyspach. Jest tu wielkie, wrogie bohaterom królestwo i latający piraci, co nieco zbliża ten komiks fabułą do „Gwiezdnych wojen”, tylko w jeszcze bardziej oryginalnym anturażu. Wiem, że na łamach Gigantów nie jedno się działo, ale dalej wydaje mi się to bardzo oryginalnym i odważnym pomysłem na wykorzystane Disneyowskich bohaterów. Mimo iż komiks Trondheima i Nesme jest niezły, to właśnie album duetu Filippi/Camboni zrywa czapkę z głowy, zarówno na poziomie fabularnym, jak i graficznym. Doskonałych, szczegółowych i pełnych przestrzeni rysunków podniebnej krainy dopełniają baśniowe wręcz kolory, które, mimo iż komputerowe (czego zazwyczaj nie lubię), świetnie zgrywają się z fantastyczną opowieścią.



Faktu, iż są to łakome kąski nie tylko dla dzieci, ale i dla kolekcjonerów, dopełnia forma wydania obu komiksów. Świetny papier, twarda oprawa (a na niej lakierowane poszczególne elementy grafik) i płócienny grzbiet czynią je jednymi z piękniejszych albumów w mojej kolekcji. Pozostaje mieć nadzieję, że komiksy – mimo dość wysokich cen, które jednak w sklepach internetowych zostały odpowiednio pomniejszone i są do zaakceptowania – będą sukcesem sprzedażowym i doczekamy się następnych Disneyowskich tytułów w tej formie.


Brak komentarzy: