Stali czytelnicy tego bloga zapewne
pamiętają z poprzednich recenzji Pajęczaka, że w dzieciństwie
kolekcjonowałem zeszyty opowiadające o jego przygodach. Jestem
przez to samozwańczym koneserem komiksów o Spider-manie i podchodzę
do nich z dużą rezerwą, bojąc się, że ktoś zdepcze moje piękne
wspomnienia. Już trafiły mi się niewypały, ale cykl Ultimate,
pisany przez Briana Michaela Bendisa, przypadł mi do gustu.
To już trzeci tom serii tworzonej
niejako po restarcie, od początku. Z poprzednich dowiedzieliśmy się
o tym, jak Peter Parker został superbohaterem i do historii
wprowadzono szereg postaci z mitologii Człowieka-pająka. Pajęczak
tłukł się już z Doktorem Octopusem i Kravenem Łowcą. Związał
się z rudowłosą Mary Jane, na arenie pojawiła się też Gwen
Stacy. W tym tomie czytamy dalej o prywatnych sprawach Parkera, które
są bardzo zgrabnie zaserwowane, ale uprzedzam, że mogą drażnić
ludzi uczulonych na teen dramę. Ja jednak broniłbym tego elementu,
bo wszak jest to komiks o nastolatku, kierowany do młodzieży, więc
takie obyczajowe rozkminy są jak najbardziej na miejscu. Ze znanych
wrogów wprowadzony zostaje symbiont Venom, żyjący kostium, który
przywdziewa przyjaciel Parkera - Eddie Brock. Ważną postacią w
opowieści staje się też nieżyjący ojciec Petera. Pojawia się w
historii nie tylko symbolicznie, ale też jako nagrania na kasetach,
które zostawił synowi w spadku. Element ten, podany w formie
monologów, wprowadza do serii trochę niebanalnych spostrzeżeń na
temat świata i Bendis mógł się dzięki temu popisać swoją
elokwencją („nigdy nie ufaj ludziom w krawatach”!). Sprawia to
też, że nie jest to tylko „głupi komiks o facecie w rajtuzach”,
i ewidentnie czuć, że autor ma coś do przekazania – dzieciakom,
bo wszak jest to komiks dla nastolatków.
Wielkim minusem tej serii serii są
rysunki Marka Bagleya i ubolewam, że to właśnie on jest nadwornym
malarzem tego bardzo fajnego cyklu. Jego grafiki to znak czasów i
jest w nich wszystko co złe w komiksowym medium początku wieku. Są
tu zarówno dość ordynarne wpływy mangi jak i oczojebne,
koszmarne, komputerowe kolory. Bardzo cieszę się, że jako dzieciak
obcowałem ze Spider-manem z zupełnie innego okresu i komiks ten nie
spaczył mi gustu. Wypada mi jednak pochwalić tego rysownika jako
skutecznego narratora, bo mimo wszystko komiks czyta się bezboleśnie
i szybko.
Serię na szczęście ratują
scenariusze i mimo wszystko szczerze polecam ten cykl jako pewniak
nie tylko dla nastolatków, ale też dla starszych czytelników,
którzy tak jak ja wychowywali się na Spider-manie. Bednis to
fachura i nawet jeśli ten komiks to tylko czytadło, to obcuje się
z nim bardzo przyjemnie i na bank będę śledził dalsze losy
Parkera. Bardzo się cieszę, że Egmont zdecydował się na
wydawanie u nas właśnie tego cyklu.