Tekst pierwotnie ukazał się na łamach RYMS
Drugi raz przychodzi mi się zetknąć z komiksem stworzonym przez
Bernikę Kołomycką. Za pierwszym razem pisałem o albumie narysowanym do
scenariusza Marzeny Sowy „Tej nocy dzika paprotka”. Zachwycił mnie wtedy
styl Kołomyckiej, i jej pracę doceniłem zdecydowanie bardziej niż tekst
Sowy. Tym razem obcowałem z jej w pełni autorskim dokonaniem, albumem z
serii „Malutki Lisek i Wielki Dzik”.
Komiks podzielony jest na cztery rozdziały: dzień, zmierzch, noc i
świt. Książeczka opowiada o tym, jak nasi bohaterowie podczas wędrówki
spotkali na swojej drodze małą, jeszcze nieprzeobrażoną Jętkę. To
specyficzny owad spotykany na terenach wodnych. W postaci larwy
funkcjonuje nawet kilka lat, ale po wykluciu żyje bardzo krótko, czasem
nawet tylko jeden dzień. Lisek i Dzik spotykają Jętkę w przeddzień
przeobrażenia, potem owad odlatuje, gdy wraca - umiera. Dzięki metaforze
życia tego owada Kołomycka bardzo umiejętnie porusza temat przemijania i
śmierci. Bohaterom jest bardzo smutno, gdy Jętka umiera, bo bardzo ją
polubili, ale ostatecznie zdają sobie sprawę z tego, że taka jest kolej
rzeczy. Dostajemy więc książeczkę prezentującą dość nostalgiczną, mądrą i
pouczającą opowieść, którą można polecić nawet małym dzieciom, bowiem
Kołomycka nie szarżuje i dba o to, by jej historia była prosta i
uniwersalna.
Przygody Liska i Dzika ujęte są w stonowanych, zgaszonych barwach i
widać, że włożono w te obrazki wiele serca. W warstwie plastycznej
odnajdujemy urzekający malarski styl, a Kołomycka nie skłania się ku
realizmowi ani szkole cartoonowej – grafiki te najbardziej przypominają
mi rysunki ze starych bajek. Na uwagę zasługują szczególnie mroczniejsze
sceny, w których zobrazowano smutek i lęk bohaterów. Posługując się
akwarelami autorka znakomicie oddaje atmosferę dzikiej przyrody i
zmieniające się pory dnia. Są to jednak dość proste malunki, więc
zapewne łatwo dzieciom będzie się utożsamić z takim stylem.
„Malutki Lisek i Wielki Dzik” to już trzeci tom przygód tytułowych
bohaterów. Poprzednie części niestety mnie ominęły, nad czym bardzo
ubolewam, bo zdecydowanie urzeka mnie to, co Kołomycka serwuje w swoich
komiksach. Przygody tytułowych zwierzątek są urocze, nacechowane wielką
wrażliwością i uważam, że bardzo dobrze się stało, iż Kołomycka pracuje
solo. Mam wrażenie, że sama najlepiej wie, jakie historie chce
opowiadać, a narzucanie jej czegoś z góry może ją tylko ograniczać
artystycznie.