Żaden ze mnie liberał (nie posiadam wcale poglądów politycznych) a ci co
mnie bliżej znają to i kulturalnym mnie nie nazwą. Niemniej chętnie
czytam teksty poświęcone komiksom które ukazują się na łamach Kultury Liberalnej i z przyjemnością przyjąłem propozycje opublikowania tam
swojej recenzji. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie to jedyny mój tekst jaki
tam przeczytacie.
Tak jak etiuda fabularna jest najlepszym sposobem, by nauczyć się pracy z
materią filmową, tak komiksowe „szorty” są wstępem do pracy nad
dłuższymi albumami. Jak radził sam Alan Moore – podkreślając, jak
istotne dla jego rozwoju były krótkie prace stworzone dla brytyjskich
magazynów komiksowych – jeśli twórca zrobi sto komiksów jedno-, dwu-,
trzyplanszowych, to siłą rzeczy stopniowo coraz lepiej zacznie rozumieć
materię, z którą przyjdzie mu pracować podczas pisania dłuższych
historii. W komiksach zaprezentowanych w tym zbiorze widać, że
Biedrzycki opanował już opowiadanie pod względem dramaturgicznym i
konstrukcyjnym, jednak prace te jakością nie wyszły ponad przeciętność i
wyrabianie sobie warsztatu. W fabułach rzadko pojawia się coś ponad
skutecznie postawioną pointę. Brak tu jakiejkolwiek refleksji, a
scenarzysta skupia się na samym przedstawianiu wydarzeń, zapominając, że
mógłby przy okazji opowiedzieć o czymś dla niego samego czy dla
czytelnika istotnym. Pomijanie tego aspektu jest bardzo zastanawiające i
mam wrażenie, że powodem może być jakaś wewnętrzna zachowawczość
twórcy, bo Biedrzycki w swojej pozaartystycznej działalności – np. jako
publicysta – nie boi się wyrażać swoich (nierzadko kontrowersyjnych)
opinii i przemyśleń. Wielka szkoda, bo to właśnie z kreacji, w które
wkładamy kawałek siebie, wychodzą najambitniejsze, najbardziej
interesujące i najmądrzejsze historie.
CAŁY TEKST PRZECZYTASZ NA ŁAMACH KULTURY LIBERALNEJ>>>
CAŁY TEKST PRZECZYTASZ NA ŁAMACH KULTURY LIBERALNEJ>>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz