piątek, 30 listopada 2018

Garfield. Tom 1. Jim Davies.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach RYMS.



Garfield narodził się czterdzieści lat temu, 19 czerwca 1978 roku. Z tej okazji Egmont wprowadził na rynek nowe wydanie słynnego komiksu tworzonego przez Jima Daviesa.Wszystko będzie publikowane po bożemu, chronologicznie, pasek po pasku – wcześniejsze wydania prezentowały paski wybrane i były czarno-białe, to jest w pełnym kolorze. Do sprzedaży trafił właśnie pierwszy „tłusty koci trójpak” zbierający trzy tom wydania oryginalnego.

Garfield to tłusty kocurek, łasy na lasagne, a na myszy polujący jedynie hobbystycznie (i bezskutecznie). Paski kręcą się wokół jego codziennych perypetii, naprawdę poważnych zmartwień (czy wstać i zjeść śniadanie, czy może dalej smacznie spać w legowisku?). Jego panem jest Jon Arbuckle, rysownik komiksów, nudziarz, który ma odwieczny problem z tym, że nikt nie chce się z nim umówić na randkę i prawdopodobnie jest to alterego samego Davisa. Z czasem do serii pasków wprowadzeni są inni bohaterowie, z których najważniejszy jest głupiutki piesek Odie, któremu Garfield często płata przeróżne figle.


Powiem szczerze, że jestem nieco zawiedziony tym tomem, bo Davis dość długo się rozkręcał, nim zaczął robić naprawdę śmieszne paski (zaczynają się pojawiać w okolicach trzeciego zebranego tu albumu). Niemniej jednak, kiedy wejdą już na wysoki poziom, to się na nim utrzymują do samego końca. Mimo wszystko i tak bardzo polecam ten komiks, bo wielką przyjemnością jest śledzenie rozwoju Garfielda (jego wygląd ewoluował na przestrzeni lat), pierwszych występów Odiego czy epickich koszy, jakie dostaje Arbuckle od kolejnych dzierlatek. To wszystko ma niebagatelną wartość historyczną i mimo tego, że może nie uśmiejecie się na tym komiksie jak norka, to warto posiadać go w swojej kolekcji. Tym bardziej, że to tylko zapowiedź prawdziwej czytelniczej uczty.

Trudno mi do końca stwierdzić, czy Garfield spodoba się dzieciom – acz ja w dzieciństwie, jako leniwy grubas szalałem za nim, utożsamiałem się z tym grubym kotem. Jeśli więc macie na pokładzie zaokrąglone wszystkojadki kochające włoską kuchnię (proszę nas nie oskarżać o propagowanie otyłości, ale duże jest piękne!), to z Garfieldem walcie do nich jak w dym. No, i raczej komiks ten wręczyłbym dziecku 10+, niż jakiemuś małemu szkrabowi.


Jak wspomniałem, od premierowego komiksu o Garfieldzie mija już czterdzieści lat. Jim Davies nieprzerwanie aż do dziś tworzy paski o nim. Na rynku anglosaskim ukazało się już dwadzieścia tomów. U nas komiks będzie się ukazywał co kwartał, w formie zbierającej po trzy albumy, co pozwala sądzić, że szybko dogonimy zagraniczną edycję. Cieszę się, że kolejna komiksowa klasyka doczekała u nas przyzwoitej edycji i liczę, że wydawcy częściej będą sięgali po zbiorcze wydania pasków. Marzy mi się polska edycja komiksów o „Nancy” Erniego Bushmillera, albo „Pogo” Walta Kelly'ego, które odegrały niebagatelną rolę w rozwoju sztuki komiksowej. Tymczasem przytulam Garfielda.