Egmont kontynuuje wydawanie u nas komiksów Warrena Ellisa – scenarzysty, będącego na zachodzie prominentną postacią Tym razem na ruszt poszło „Planetary”. Seria ukazywała się już u nas nakładem świętej pamięci Mandragory, która oczywiście, jak to Mandragora, nie dokończyła jej wydawania.
Rzecz traktuje o specyficznej grupie archeologów obdarzonych supermocami, którzy badają tajną historię XX wieku. Komiks zresztą tworzony był właśnie na przełomie stuleci i miał nawiązywać do milenialnych lęków społeczeństwa. Prócz tego w nowoczesny, zgrabny sposób eksploruje pulpowe motywy mocno zakorzenione w popkulturze. Co ciekawe, nie jest to jedna długa historia (acz są elementy które splatają wszystkie części w całość, sygnalizując jakąś dłuższą intrygę) bo w każdym zeszycie prowadzona jest jedna sprawa. I tu trzeba pochwalić Ellisa – bardzo dobrze wychodzi mu pisanie krótkich historii, a taka forma opowiadania przecież zazwyczaj przynosi błahe opowieści. W „Planetary” nie tylko mają one ręce i nogi, ale niemal zawsze sięgają do jakiegoś głębszego, ciekawego konceptu. Można śmiało przeczytać przypadkowy zeszyt i całkiem dobrze się bawić. Nas oczywiście problem ten nie dotyczy, bo Egmont jak zwykle wjechał na półki z grubym tomiszczem, zbierającym bodaj pół całej serii.
Muszę jednak zaznaczyć, że jako całość komiks nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Wiadomo, niektóre historie podobały mi się bardziej, a inne mniej, ale żadna nie rozjebała mnie na łopatki. Trudno zarzucać Ellisowi braki warsztatowe, bo wszystko napisane jest bardzo przyzwoicie, podrzucane czytelnikowi pulpowe tropy są ciekawe, ale ja osobiście nie poczułem mięty do tego komiksu. To rzemieślnicza robota, którą ponad przeciętność winduje ciekawy koncept nieco przypominający „Z Archiwum X” z superbohaterami. Niemniej w tej kategorii „Planetary” sromotnie przegrywa z genialną serią „BBPO: Plaga Żab”, która również jest obecnie na naszym rynku. Założenia są bardzo podobne, bo oba tytuły opowiadają o ludziach obdarzonych supermocami, stykającymi się z nadnaturalnymi zagadkami z przeszłości.
Rysunkami do serii zajął się John Cassaday. Trzeba go pochwalić, bo jest bardzo sprawnym rysownikiem, posługującym się realistyczną kreską. Może szkodzą mu trochę komputerowe kolory, ale nawet spod nich widać, że to utalentowany rzemieślnik, którego twórczość dobrze pasuje do superbohaterskiego komiksu.
Poczytałem już trochę Ellisa, bo znam trzy tomy jego „Transmetropolitan”. Nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia i muszę ostatecznie przyznać, że nie zostałem jego fanem. Daleko mu do geniuszy pracujących przy tym medium. Ba, nawet bardziej lubię Gartha Ennisa i Briana Azarello. Nie mam zamiaru dalej eksplorować jego twórczości, tym bardziej, że w ofercie wydawców są obecnie setki komiksów i jest w czym przebierać. Trochę obawiam się tego, że rynek rozrósł się na tyle, że jest na nim miejsce dla przeciętnych rzeczy. A ja osobiście chciałbym widzieć w ofercie wydawców tylko wybitne komiksy.
Rzecz traktuje o specyficznej grupie archeologów obdarzonych supermocami, którzy badają tajną historię XX wieku. Komiks zresztą tworzony był właśnie na przełomie stuleci i miał nawiązywać do milenialnych lęków społeczeństwa. Prócz tego w nowoczesny, zgrabny sposób eksploruje pulpowe motywy mocno zakorzenione w popkulturze. Co ciekawe, nie jest to jedna długa historia (acz są elementy które splatają wszystkie części w całość, sygnalizując jakąś dłuższą intrygę) bo w każdym zeszycie prowadzona jest jedna sprawa. I tu trzeba pochwalić Ellisa – bardzo dobrze wychodzi mu pisanie krótkich historii, a taka forma opowiadania przecież zazwyczaj przynosi błahe opowieści. W „Planetary” nie tylko mają one ręce i nogi, ale niemal zawsze sięgają do jakiegoś głębszego, ciekawego konceptu. Można śmiało przeczytać przypadkowy zeszyt i całkiem dobrze się bawić. Nas oczywiście problem ten nie dotyczy, bo Egmont jak zwykle wjechał na półki z grubym tomiszczem, zbierającym bodaj pół całej serii.
Muszę jednak zaznaczyć, że jako całość komiks nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Wiadomo, niektóre historie podobały mi się bardziej, a inne mniej, ale żadna nie rozjebała mnie na łopatki. Trudno zarzucać Ellisowi braki warsztatowe, bo wszystko napisane jest bardzo przyzwoicie, podrzucane czytelnikowi pulpowe tropy są ciekawe, ale ja osobiście nie poczułem mięty do tego komiksu. To rzemieślnicza robota, którą ponad przeciętność winduje ciekawy koncept nieco przypominający „Z Archiwum X” z superbohaterami. Niemniej w tej kategorii „Planetary” sromotnie przegrywa z genialną serią „BBPO: Plaga Żab”, która również jest obecnie na naszym rynku. Założenia są bardzo podobne, bo oba tytuły opowiadają o ludziach obdarzonych supermocami, stykającymi się z nadnaturalnymi zagadkami z przeszłości.
Rysunkami do serii zajął się John Cassaday. Trzeba go pochwalić, bo jest bardzo sprawnym rysownikiem, posługującym się realistyczną kreską. Może szkodzą mu trochę komputerowe kolory, ale nawet spod nich widać, że to utalentowany rzemieślnik, którego twórczość dobrze pasuje do superbohaterskiego komiksu.
Poczytałem już trochę Ellisa, bo znam trzy tomy jego „Transmetropolitan”. Nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia i muszę ostatecznie przyznać, że nie zostałem jego fanem. Daleko mu do geniuszy pracujących przy tym medium. Ba, nawet bardziej lubię Gartha Ennisa i Briana Azarello. Nie mam zamiaru dalej eksplorować jego twórczości, tym bardziej, że w ofercie wydawców są obecnie setki komiksów i jest w czym przebierać. Trochę obawiam się tego, że rynek rozrósł się na tyle, że jest na nim miejsce dla przeciętnych rzeczy. A ja osobiście chciałbym widzieć w ofercie wydawców tylko wybitne komiksy.