Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia
zjawia się u Was tajemniczy gość. Wręcza Wam walizkę pełną
pocisków i namacalne dowody przeciwko komuś kto spierdolił Wam
życie. Pociski są nierejestrowane, więc będziecie mogli ich użyć
by się bezkarnie zemścić – zero zagrożenia wykrycia sprawcy, co
więcej gdy na miejscu zostanie znaleziony tego typu nabój policja
porzuci śledztwo. Seria ma wielu bohaterów, ale łączy ich
wszystkich fakt, że odwiedził ich koleś z walizką a fabuła
przedstawia konsekwencje tej wizyty, która bezpowrotnie zmienia ich
życie. Jak się później okazuje, sprawa ma globalne konsekwencje i
zamieszani są w nią wysoko postawieni ludzie.
Scenarzysta Brian Azzarello dba o to
by lektura była urozmaicona i sięga po różne style wywodzące się
z konwencji sensacyjnej. Znajdziemy tu zarówno zeszyty traktujące o
teoriach spiskowych(tajemnicza wszechmocna organizacja), uliczną
gangsterkę z czarnuchami i meksykanami jak i mocne, do bólu mroczne
i nihilistyczne noir z zadziornym detektywem-straceńcem w roli
głównej. Do tego dochodzą świetnie napisani bohaterowie, którzy
są stawiani przed ciężkimi wyborami i zawsze – jak to w noir –
ładują się w niezłe gówno. Do tej pory nie byłem wielkim fanem
tego scenarzysty, ale muszę przyznać, że ten komiks jak na razie –
słyszałem że im dalej w las tym Azzarello się bardziej gubi –
nie ma słabych punktów i lektura sprawiła mi niesamowitą frajdę.
Jak dla mnie „100 Naboi” to prawdziwa petarda i powiem szczerze,
że drugi tom jest jeszcze lepszy niż pierwszy.
Stałym grafikiem serii jest
Argentyńczyk Eduardo Risso. To prawdziwy mistrz komiksu, który
genialnie pasuje do ilustrowania serii dziejącej się w asfaltowej
dżungli i nie dziwię się, że za swoją pracę zgarnął cztery
nagrody Eisnera. To twórca o niepowtarzalnym stylu a jego kreska
prócz tego, że jest bardzo dynamiczna to zawiera jeszcze pewne
wpływy graffiti co tylko podbija urbanistyczną atmosferę tej
opowieści. No i to jak Risso rysuje kobiety... to coś
niesamowitego, bo portretowane przez niego samiczki można by łyżkami
jeść. Niby są to proste rysunki, a zawierają w sobie tyle seksu i
zmysłowości, że klękajcie narody. Nawet gdyby fabuła kulała –
a na szczęście nie kuleje – to warto byłoby mieć ten album
tylko dla jego rysunków. Chętnie przytuliłbym jakiś erotyk jego
autorstwa i zdaje się, że chyba ma jakieś na swoim koncie, bo w
początkach kariery publikował prace w periodyku pod wdzięczną
nazwą Eroticon.
Jak już wspomniałem, słyszałem
opinie, że w późniejszych tomach Azzarello obniża loty, ale na
razie tego nie czuć. Dla mnie ta seria to zdecydowanie czołówka
tego co możemy znaleźć pod flagą Vertigo. Jeśli mam być szczery
to uważam, że„100 Naboi” to pozycja obowiązkowa nie tylko dla
miłośników noir ale dla każdego fana komiksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz