czwartek, 21 czerwca 2018

100 Naboi. Tom 2. - Azzarello. Risso.



Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia zjawia się u Was tajemniczy gość. Wręcza Wam walizkę pełną pocisków i namacalne dowody przeciwko komuś kto spierdolił Wam życie. Pociski są nierejestrowane, więc będziecie mogli ich użyć by się bezkarnie zemścić – zero zagrożenia wykrycia sprawcy, co więcej gdy na miejscu zostanie znaleziony tego typu nabój policja porzuci śledztwo. Seria ma wielu bohaterów, ale łączy ich wszystkich fakt, że odwiedził ich koleś z walizką a fabuła przedstawia konsekwencje tej wizyty, która bezpowrotnie zmienia ich życie. Jak się później okazuje, sprawa ma globalne konsekwencje i zamieszani są w nią wysoko postawieni ludzie.

Scenarzysta Brian Azzarello dba o to by lektura była urozmaicona i sięga po różne style wywodzące się z konwencji sensacyjnej. Znajdziemy tu zarówno zeszyty traktujące o teoriach spiskowych(tajemnicza wszechmocna organizacja), uliczną gangsterkę z czarnuchami i meksykanami jak i mocne, do bólu mroczne i nihilistyczne noir z zadziornym detektywem-straceńcem w roli głównej. Do tego dochodzą świetnie napisani bohaterowie, którzy są stawiani przed ciężkimi wyborami i zawsze – jak to w noir – ładują się w niezłe gówno. Do tej pory nie byłem wielkim fanem tego scenarzysty, ale muszę przyznać, że ten komiks jak na razie – słyszałem że im dalej w las tym Azzarello się bardziej gubi – nie ma słabych punktów i lektura sprawiła mi niesamowitą frajdę. Jak dla mnie „100 Naboi” to prawdziwa petarda i powiem szczerze, że drugi tom jest jeszcze lepszy niż pierwszy.




Stałym grafikiem serii jest Argentyńczyk Eduardo Risso. To prawdziwy mistrz komiksu, który genialnie pasuje do ilustrowania serii dziejącej się w asfaltowej dżungli i nie dziwię się, że za swoją pracę zgarnął cztery nagrody Eisnera. To twórca o niepowtarzalnym stylu a jego kreska prócz tego, że jest bardzo dynamiczna to zawiera jeszcze pewne wpływy graffiti co tylko podbija urbanistyczną atmosferę tej opowieści. No i to jak Risso rysuje kobiety... to coś niesamowitego, bo portretowane przez niego samiczki można by łyżkami jeść. Niby są to proste rysunki, a zawierają w sobie tyle seksu i zmysłowości, że klękajcie narody. Nawet gdyby fabuła kulała – a na szczęście nie kuleje – to warto byłoby mieć ten album tylko dla jego rysunków. Chętnie przytuliłbym jakiś erotyk jego autorstwa i zdaje się, że chyba ma jakieś na swoim koncie, bo w początkach kariery publikował prace w periodyku pod wdzięczną nazwą Eroticon.

Jak już wspomniałem, słyszałem opinie, że w późniejszych tomach Azzarello obniża loty, ale na razie tego nie czuć. Dla mnie ta seria to zdecydowanie czołówka tego co możemy znaleźć pod flagą Vertigo. Jeśli mam być szczery to uważam, że„100 Naboi” to pozycja obowiązkowa nie tylko dla miłośników noir ale dla każdego fana komiksu.

Brak komentarzy: