piątek, 13 maja 2022

Czarodzieje i ich dzieje. Tom 1

 


Włoska robota na licencji Disneya. Odważny pomysł, by wrzucić bohaterów z Myszogrodu i Kaczogrodu do świata fantasy. Rzecz może nie tak dobra jak komiksy Rosy, ale warta waszej uwagi. Szczególnie jeśli jesteście fanami Hugo” od Bedu, Donżona” Sfara i Trondheima, czy Gnata” Jeffa Smitha. Od razu zaznaczam nie, to nie ten poziom, jednak z racji tego, że mamy do czynienia z fantasy podanym w dość umowny, karykaturalny sposób, to gatunkowo podobny twór.



Włosi mają długą tradycję trawestowania anglosaskich wytworów popkultury i są w tym świetni. Tak też jest w tym przypadku. Dostajemy więc generyczne fantasy o czarodziejach, smokach i innym tatałajstwie. Z tą różnicą, że w rolach głównych pojawiają się Miki, Donald i Goffy. Zaplątał się nawet Pluto, który (o zgrozo, jak to pulpowo brzmi!) zmienia się w wilkołaka czy coś w tym stylu. Są też czarne charaktery, jak parający się magią Czarny Piotruś i Fantomen a nawet Bracia B. Rzecz traktuje głównie o turniejach magicznych i tu następuje pewien zgrzyt fabularny, gdyż treść poniekąd powtarza zaproponowane już na początku schematy. Strasznie mi było przykro, gdy drugi (zebrany tu w połowie) tom również opowiadał o magicznych potyczkach zaprezentowanych na tej samej zasadzie. Chciałoby się, żeby bohaterowie po prostu w RPGowym stylu zaczęli penetrować lochy (tak, wiem jak to brzmi, szczególnie, gdy mowa o animorfach, ale wiecie o co chodzi). To byłby samograj.


Co prawda w pewnym momencie jest taki motyw, ale wszystko kończy się za szybko i autorzy nie dali się porządnie rozbujać bohaterom, rzucając ich już w następną scenerię. Mam wrażenie, że twórców w jakimś sensie więzi forma serialu, bo chcą opowiadać krótsze historyjki zamknięte w kilkunastu stronach. Konwencja fantasy prosi się przecież o prawdziwie epicką, długą opowieść. O wielkie wyprawy po potężne artefakty, pojedynki z gobasami i nieoczekiwane zwroty akcji, a nie tylko epizodziki jak się Donald na głupi ryj wywala. Może za dużo wymagam od komiksu dla dzieci ze stajni Disneya, ale przecież nie takie opowieści snuto w ramach tego typu wydawnictw. Mimo wszystko jestem wciągnięty w tę opowieść, autorzy mają moją uwagę, a to dziś, w zalewie znakomitych komiksów, bardzo dużo. Kupuje mnie zarówno pomysł jak i przezajebiste grafiki, jakimi została okraszona ta seria. Czuć, że rysownicy chcieliby wyjść o krok dalej niż scenarzysta i mam nadzieję, że i ten się w końcu zreflektuje, bo przed nami jeszcze dwa grubaśne tomy magicznych przygód Mikiego. Oby nie okazały się tylko odcinaniem kuponów od pierwszej części bo mam dość magicznych turniejów na bardzo długo. 

 



Centrum komiksów Disneya, bardzo słusznie marudzi na formę wydania tej opowieści. Choć twarda oprawa to fajna rzecz, problemy leżą gdzie indziej. Minusem jest nie tylko pomniejszony format, ale i brakujące okładki do poszczególnych epizodów i prawdopodobnie pominięcie w następnych tomach jakiegoś spin-offu serii. Mimo wszystko nie jest to w stanie popsuć nam zabawy z lektury, bo „Czarodzieje i ich dzieje” to fajowski komiks, po który powinniście sięgnąć. 

 



 

Brak komentarzy: