wtorek, 26 maja 2020

Kryzys Bohaterów. Tom King



Swojego czasu zachwyciłem się komiksem „Vision” Toma Kinga (klik). Niedawno nadrobiłem jego bardzo dobry album „Mister Miracle”. Mam już przygotowany pierwszy tom jego runu „Batmana”, który jednak dostaje mieszane opinie, więc podchodzę do niego nieufnie. Będę go na dniach nadrabiał. Na razie jednak przyszła pora opisać na Arkham niedawno wydany przez Egmont „Kryzys Bohaterów”, napisany przez tego samego scenarzystę.

Zacznę od razu od konkretów. Fabuła ma dwie płaszczyzny. Pierwsza to kryminał z superbohaterami w rolach głównych. Mamy trupy, mamy podejrzanych, mamy postacie prowadzące śledztwo. Niestety jest ono, tak samo jak rozwiązanie zagadki, niesatysfakcjonujące i według mnie idiotyczne. Na drugim poziomie rozgrywa się natomiast opowieść o miejscu zbrodni. A to jest bardzo nietypowe i ciekawsze od samego śledztwa. Nazywa się Sanktuarium i jest swoistym azylem dla superbohaterów cierpiących na syndrom stresu pourazowego, którego nabawili się po groźnych misjach. To stworzone za pomocą technologii z Kryptona miejsce, gdzie każdy skrzywiony przez życie bohater może podzielić się swoimi problemami psychicznymi, przepracować je i zostać skutecznie uleczonym. Ten niecodzienny motyw jest najciekawszą częścią tego komiksu i dla niego warto przeczytać „Kryzys Bohaterów”, gdyż pisząc te elementy, King zdecydowanie stanął na wysokości zadania. To frapujące, że również bohaterowie mogą mieć zaburzenia emocjonalne. Że też muszą zmagać się z traumami, podobnie do policjantów czy strażaków (czyżby to jeszcze wybrzmiewały echa 11 września?). Potencjał tego tematu nie jest jednak do końca wykorzystany i ja widzę tu sporo miejsca na następne historie związane z Sanktuarium. Mam nadzieję, że ktoś je twórczo wykorzysta.



Gdyby tylko śledztwo było bardziej przemyślane, to może mielibyśmy komiks na miarę superbohaterskich dzieł Moore'a. Raz już King takie stworzył – mam na myśli „Visiona”. Bo i narracja jest tu bardzo dobra (wspaniała, momentami poetycka i urzekająca) i pomysł jest przecież interesujący. Niestety tak się nie stało. Podobno dużo w tym winy kierownictwa DC, które narzuciło wiele elementów historii. Ja jednak myślę, że to głupie usprawiedliwianie się Kinga, bo chyba nie zmusili go do napisania tak durnego zakończenia. A jeśli tak, to ja bym tę robotę rzucił w diabły i poszedł do Marvela pisać mega historie o trzecioligowych superbohaterach. No ale pewnie DC lepiej płaci.



Okraszona komputerowymi kolorami hiperrealistyczna warstwa graficzna jest idealna do opowieści superhero. A wiecie dobrze, że ja nie trawię komputerowych szkaradzieństw, więc musi być bardzo dobrze, skoro tym razem je chwalę. Owszem, na jakimś poziomie to kicz, ale przecież mamy do czynienia z opowieścią superbohaterską głównego nurtu. Inteligentną, bo inteligentną, ale to tylko mainstream. Podobno na zachodzie zarzucano autorom zbyt duże useksualnienie bohaterów. Ja tego jakoś szczególnie nie odczułem.

Reasumując: „Kryzys Bohaterów” to komiks nierówny. Są tu fantastyczne, pięknie napisane fragmenty, jak i bzdury związane ze śledztwem. Moim zdaniem jednak chcecie przeczytać ten komiks, bo motyw Sanktuarium jest bardzo pomysłowy i ostatecznie winduje wartość tego albumu. Ja jestem w sumie smutny, że King rozmienia się na drobne u majorsów. Bo to zdolny chujek i jestem pewien, że gdyby mu nie grzebali przy scenariuszach, mógłby napierdalać arcydzieła. Czego sobie, Wam i jemu życzę.


Brak komentarzy: