czwartek, 14 maja 2020

Wydział 7


„Polskie BBPO”, „Polski Hellboy”, „Polskie Archiwum X” – atakowały mnie hasła rzucane przez recenzentów pierwszych zeszytów „Wydziału 7”. Jestem fanem obu franczyz, więc czułem się tymi określeniami mocno zachęcony. Koniec sezonu pierwszego, który nastąpił po 5 zeszytach (bo tak autorzy postanowili dzielić swój cykl) jest dobrym momentem, by przyjrzeć się bliżej tej serii na Arkham.

Rzecz dzieje się za głębokiej komuny, w latach 60. i opowiada o specjalnym wydziale SB zajmującym się zjawiskami paranormalnymi. W jego skład wchodzą bohaterowie niecodzienni dla tego typu jednostek – między innymi ksiądz i cyganka. Sprawy, którymi przyjdzie im się zająć, są w dużej mierze zaczerpnięte z naszych ludowych legend i zabobonów, ale znalazło się też miejsce na takie wyciągnięte prosto z amerykańskiej popkultury.



Nie będę ukrywał – polubiłem ten komiks. Dobry jest tu zarówno pomysł, jak i wykonanie. Wszyscy pracujący przy tej serii rysownicy to przyzwoici rzemieślnicy i od tej strony nie można się do niczego przyjebać, bo wygląda na to, że scenarzyści zaprosili do współpracy czołówkę dzisiejszych krajowych realistycznych grafików. Problem skrywa się jednak gdzieś indziej. Pamięta ktoś jeszcze również całkiem udaną „Pierwszą Brygadę”? Wybitne „Zdarzenie 1908” też było na pewnym poziomie parafrazą „Ligi niezwykłych dżentelmenów”. „Wydział 7", podobnie jak inne polskie przeróbki zachodnich wzorców, musi również w końcu zderzyć się z oryginałem. Nie jest dla mnie absolutnie niespodzianką, że przy takim zestawieniu jakościowo przegrywa. Siłą rzeczy muszę go porównać z „BBPO”, które stanowiło dla tej opowieści niejako wzór. Na jego tle komiks Polaków wypada blado. Mimo iż dostaliśmy już 5 regularnych zeszytów, to bohaterowie nie są dalej dobrze zarysowani. Do samego końca pozostają niestety nieciekawi i papierowi, a to przecież znakomicie napisane postacie stanowią bodaj największą zaletę „BBPO”. Tutaj powinno być podobnie, bo to zwykli ludzie stykający się z nadprzyrodzonymi zjawiskami i ciekawe powinno być to, jak te wydarzenia rzutują na ich życie.



To właśnie bohaterowie i ich rozterki zostają ze mną na długo po lekturze każdego tomu „BBPO”. W przypadku „Wydziału 7” pozostałem z niczym, bo umówmy się, że fabuły nie są tu szczególnie odkrywcze. Na tym poziomie to tylko cierpiące z powodu epizodyczności powielanie oklepanych schematów rozpisane na kilkadziesiąt stron zeszytówki. Ten format najzwyczajniej nie daje autorom szans pokazać rogów. Zresztą, takich seriali już się przecież niemal dla TV nie robi. Dziś fabuły są długie i rozbudowane – tak jest też w rozpędzonym już BBPO. Myślę jednak, że twórcy zdają sobie z tej słabości sprawę, bo wprowadzili zeszyty specjalne, które mają być poświęcone poszczególnym postaciom. Na razie wyszedł jeden niejako wypełniający lukę w życiorysie cyganki współpracującej z wydziałem i jest bardzo dobry, jeśli nie najlepszy z całej serii.

Mimo pewnych mankamentów muszę jednak przyznać, że obcuje się z tym komiksem bardzo dobrze i uważam, że powinniście dać „Wydziałowi 7” szansę. Tym bardziej że gdy seria się rozwinie, to prawdopodobnie znajdzie się w niej miejsce na załatanie dziur w życiorysach bohaterów i pełnowymiarowe fabuły. Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, że autorzy wiedzą, co robią i jaki efekt chcą uzyskać, więc warto dać im kredyt zaufania i czekać na następne numery. Mam nadzieję, że przy sezonie drugim przyjdzie mi już mówić o tym komiksie w samych superlatywach.


Brak komentarzy: