wtorek, 26 maja 2020

Judasz. Lovenesss/Rebelka




Rzecz nietypowa, bo to komiks polskiego rysownika stworzony do scenariusza Amerykanina i wydany najpierw na rynek anglosaski przez oficynę Boom. Komiks zgarnia bardzo pozytywne opinie i wydaje się triumfem zarówno Rebelki, jak i scenarzysty. Jak jest naprawdę?

Nie będę owijał w bawełnę. Zawiódł mnie ten komiks i bardzo się dziwię, że album ten dostaje tyle pozytywnych recenzji. Fabularnie to rzecz, która leży i kwiczy. Liczyłem na ciekawe rozważania teologiczne, a dostałem strumień świadomości z Judaszem w roli głównej, który (przynajmniej mnie) nigdzie nie zaprowadził. Scenariuszowi brak kręgosłupa i pomysłu. Nie jest to bowiem wersja wiadomych wydarzeń opisana z perspektywy Judasza, a przecież taki komiks aż prosi się o „Rashamonowy” sznyt. To impresyjna narracja snuta przez Iskariotę z samego dna piekła. Owszem, obcowało mi się tym komiksem dobrze, ale ostatecznie nie zostawił mnie z żadnymi interesującymi przemyśleniami. Bo umówmy się – to, że Judasz nie jest postacią jednowymiarową, wiedziałem od dawna i fakt, iż można stawać po jego stronie, nie jest dla mnie niczym szczególnie szokującym ani inteligentnym. A motyw patrzenia na losy Chrystusa przez pryzmat Judasza aż się prosi o to, by być kontrkulturowym wirusem zasianym w umysłach przypadkowych czytelników. Czymś, co zmieni perspektywę na wydarzenia opisane w Biblii.



Nie ma się jednak co oszukiwać, to ze względu na grafiki Jakuba Rebelki, naszego rodaka, ten album został u nas opublikowany. Mamy nowy towar eksportowy i jest się z czego cieszyć i czym chwalić (niedawno widziałem, że już coś robi dla 2000AD). Starszy ode mnie zaledwie o kilka lat twórca rośnie na nowego klasyka polskiego komiksu. Na rewersie okładki posłodził mu sam Mike Mignola, nazywając go „szalonym geniuszem”. Cóż, nie wiem jak u Rebelki z poczytalnością, ale z ołówkiem (tabletem?) radzi sobie znakomicie i nawet tylko po to, żeby zobaczyć go w akcji, warto po ten album sięgnąć. Tym bardziej że tylko on w tym komiksie nie pokpił sprawy i czytając „Judasza” można się faktycznie napawać jego grafikami. Warto dodać, że Rebelka nałożył też sam barwy i mimo iż robi to za pomocą komputera, to udaje mu się zachować pewien malarski charakter swoich prac. Ostateczny efekt jest bardzo udany. Ja, mimo iż jestem starym zrzędliwym przeciwnikiem takiego koloryzowania, cieszę się zawsze, gdy twórcy uda się zrobić coś estetycznego za pomocą komputera. Tak też jest w tym przypadku.



Przyznam, że jestem fanem „Ostatniego Kuszenia” oraz scen z „Mistrza i Małgorzaty”, w których występował Poncjusz Piłat i sięgając po „Judasza” byłem łasy na tego typu alternatywną historie. Nie dostałem nic takiego. Nie ma tu też ani interesującej opowieści (wszystko to tylko fantasmagoria, a nie pełnoprawna fabuła), ani dobrze napisanych postaci. Bohaterowie pojawiają się na zasadzie archetypów i autor prawdopodobnie uznał, że nie trzeba budować im backgroundu, bo wszyscy i tak znają ich wcześniejsze losy (kurde, trochę jak z superbohaterami w jakimś crossoverze z laserami z dupala). Może i prawda, ale moim zdaniem tak się nie robi i trzeba zarysowywać postacie, bo to uwiarygodnia historię. Ostatecznie warstwa scenariuszowa zdecydowanie nie dorównuje ilustracjom i musicie być tego świadomi sięgając po „Judasza”. A sięgnąć przecież chcecie – ze względu na Rebelkę.

 

Brak komentarzy: