poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Robert Silverberg. W dół, do Ziemi. Thirault/Zuccheri



Nie będę kłamał. Ogólnie nie jestem specem od komiksów SF i trochę niekomfortowo czuję się, pisząc tę reckę. Nie jestem też zaznajomiony z prozą Silverberga, rzekomego mistrza w swoim gatunku, a to właśnie jej adaptacją jest „W dół, do ziemi”. Niemniej skusiłem się na ten album. Głównie za sprawą tej kapitalnej okładki, którą widzicie powyżej. Wiem, że to, co widzimy na awersie to często marketingowe oszustwa, ale naprawdę chciałem się dowiedzieć, co się pod nimi kryje tym razem.

Były wojskowy Eddie Gundersen po ośmiu latach wraca na pełną dzikiej przyrody planetę, na której w młodości piastował wysokie stanowisko administracyjne i gdzie zostawił miłość swojego życia. Na rzeczonej planecie żyją dwie inteligentne rasy. Po latach iście kolonialnych rządów świat został niedawno w końcu z powrotem oddany rdzennym mieszkańcom. Gundersenowi towarzyszy para naukowców, którzy chcą sfilmować niedostępny dotąd dla Ziemian tradycyjny rytuał odrodzenia, jaki przechodzą obie rasy. Głównego bohatera też przyciąga tajemnica obrzędu, a dodatkowo będzie musiał szukać niejakiego Kurtza, postaci, która (jak nie trudno się domyślić) będzie antagonistą tej opowieści.



„W dół, do ziemi” nie jest komiksem tak dobrym, jak dajmy na to „Wieczna Wojna”, ale trzeba przyznać, że autorzy mierzą równie wysoko i chcą za pomocą powieści graficznej poruszać mądre tematy. To im się akurat udaje. Opowieść posiada antropologiczny sznyt i przez pryzmat kolonizacji planet traktuje o grzeszkach białego człowieka, wyrządzającemu przez setki lat krzywdę innym rasom na naszej planecie. Pod tym względem to komiks udany, acz można mu zarzucić nieco łopatologiczności i moralizatorstwa, a trudno (o ile dobrze pamiętam) wytknąć podobne wady „Wiecznej wojnie”, która też jest przecież adaptacją klasyki SF. Nie, adaptacja prozy Silverberga nie walczy w tej samej wadze.

Strona graficzna nie jest zła – jest przeciętna. Nie czytałem „Szklanych Mieczy”, których ilustratorką jest pracująca przy „W dół, do ziemi” Laura Zuccheri i powiem szczerze, że nic mnie nie ciągnie do tej serii. Jeśli chodzi o ludzkie postacie, to realistyczny styl ilustratorki nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Nie podobają mi się też użyte w tym komiksie komputerowe kolory. Za to pochwalę autorkę za zobrazowanie fauny i flory dzikiej planety. Okładka, która przyciągnęła mnie do tego komiksu, jest zresztą parafrazą jednego z kadrów tego komiksu. Mimo iż mam mieszane uczucia co do grafik, to jednak nie zostałem do końca oszukany.



Autorem scenariusza na podstawie prozy Silverberga jest natomiast Philippe Thirault. Nie czytałem pierwowzoru więc trudno mi go oceniać. Uznajmy, że skrypt był poprawny, tak jak wszystko w tym komiksie.

Przeciętność tego, co ma do zaoferowania utwór, zdaje się przekleństwem każdego recenzenta, bo szczerze powiem, że ciężko się pisze o takich albumach. Przykro mi głaskać twórców i na koniec kopnąć komiks z pół-obrotu, tym bardziej że zostałem z jakimiś ciekawymi przemyśleniami po lekturze tego albumu i ogólnie rzecz biorąc to niezła rozrywka. Niemniej muszę być wobec Was uczciwy i stwierdzić, że „W dół, do ziemi” to nic nadzwyczajnego.


Brak komentarzy: