czwartek, 17 maja 2018

Blacksad. Czerwona dusza. Tom 3



Przygotujcie sobie szklaneczkę dobrej whiskey, puśćcie jakiś dobry dark jazz. Egmont ma dla Was coś specjalnego – trzeci tom jednej z najciekawszych serii noir jakie widział świat komiksu: „Blacksad. Czerwona Dusza”.

„Blacksad” co prawda na jednym poziomie jest wzorcowym czarnym kryminałem, ale na drugim bardzo nietypowym przedstawicielem tego gatunku. Jego unikalność uderza w czytelnika już przy pobieżnym kartkowaniu – oto świat przełomu lat 40 i 50 zaludniony przez narysowane realistyczną kreską humanoidalne zwierzęta. Głównym bohaterem jest oczywiście prywatny detektyw – czarny kot John Blacksad, który przeżywa w tym nietypowym uniwersum przygody godne Philipa Marlowe'a. Dodatkowo, pisarz Juana Diaz Canalesa odważnie wychodzi poza ramy gatunku, chcąc opowiadać o czymś więcej niż tylko zagadki kryminalne, przez co draki w które wplątuje bohatera często mają kontekst antyrasistowski. Co więcej wychodzi mu to bardzo nienachalnie, bo biorąc pod uwagę to, że wszystko dzieje się w świecie zaludnionym przez różne gatunki zwierząt, historia ta ma bardzo duży potencjał do opowiadania o konfliktach mających źródło w odmienności. 



W tomie „Czerwona Dusza” scenarzysta zagrał jeszcze odważniej. Fabuła kręci się wokół „polowań na czarownice” epoki Makkartyzmu, i problemu związanego z energią jądrową, przez co jeszcze wyraźniej autor odnosi do ważkich tematów i historii stanów zjednoczonych. Ktoś dokonuje morderstw wśród grupy komunistów (głównie naukowców i artystów) związanych z popularyzacją – mimo świadomości idącego wraz z nimi zagrożenia - elektrowni atomowych i naszemu bohaterowi przyjdzie rozwiązać tą zagadkę. Mimo upolitycznienia fabuły są tu oczywiście obecne wszelkie szablony charakterystyczne dla noir, łącznie z piękną damą w opałach.

Znakiem rozpoznawczym tej serii są wybitne rysunki autorstwa Juanjo Guarnido. Jak już wspomniałem, bohaterami komiksu są humanoidalne zwierzęta, ale od innych opowieści obrazkowych z animorfami w roli głównej odróżnia ją to, że narysowana jest do bólu realistyczną - wręcz hiperrealistyczną – kreską. Ten nietypowy zabieg staje się więc główną cechą rozpoznawczą tej serii, grubą linią oddzielając się od wszystkiego co zostało powiedziane w tym temacie. Postacie Guarnido w większości nie są śmiesznymi zwierzątkami, to szczerzące kły wilki, smukłe koty, postawne niedźwiedzie i szczwane lisy. Co znamienne, bardzo dobrze udaje mu się samym rysunkiem oddać charakter cechujący danych bohaterów. Również tła, na których ożywa Ameryka pierwszej połowy XX wieku są oddane z wielką dbałością o szczegóły, co sprawia, że świat przedstawiony w tym komiksie jest bardzo autentyczny i tętniący życiem. 



Jeśli chodzi o nagrody to cykl o Blacksadzie otrzymał niemal wszystkie znaczące. Ma na koncie zarówno statuetki Angoulême jak i nagrody Eisnera. To już słynna i uznana seria, więc recenzentowi pozostaje jedynie przyklaskiwać wszelkim wyróżnieniom i zapewnić czytelnika, że warto ten komiks postawić na półce obok takich klasyków jak „Sin City” Franka Millera.

1 komentarz:

Agnes pisze...

Świetna seria! Nie zbieram, ale czytałam całą (chyba) i jestem przekonana, że to coś absolutnie wartego polecenia.