poniedziałek, 14 maja 2018

Książę Nocy 1-3 Yves Swolfs



Obcując z twórczością Yvesa Swolfsa nie trudno dostrzec, że autor ten jest zapalonym kinomanem. Nietypowym, bo rozkochanym w pulpowych, b-klasowych filmach, przy tym odważnie naśladującym je, i tworzącym swoje (nazwijmy to umownie) komiksowe sny o kinie. To imitacje, preparowane niemal na tej samej zasadzie co włoskie podróbki amerykańskich gatunków filmowych, które popularne były w latach 60 i 70.

W swojej pierwszej serii, westernowym cyklu „Durango” autor zabierał czytelników do świata przypominającego spaghetti westerny. Natomiast w „Księciu Nocy” odwołuje się do wampirzych filmów ze stajni brytyjskiej wytwórni Hammer Film Productions. Dodatkowo Swolfs wszystko okrasza pewną dawką krwi i golizny, której filmowe pierwowzory nie mogły jeszcze oferować ze względu na cenzurę. Można powiedzieć, że nieco podkręca nurt do którego się odnosi, czyniąc go bardziej atrakcyjnym dla współczesnego odbiorcy. Przy tym wszystkim jego twórczość utrzymana jest w ramach frankofońskiego stylu zerowego, którego cechami rozpoznawczymi są: realistyczna, dokładna kreska zachowująca proporcje ciała rysowanych postaci, grzeczna, czytelna narracja (acz akurat z tym Swolfs lubi sobie pofolgować i efektownie komponować kadry na planszach) i niezbyt wymyślne kadrowanie. Mając w pamięci pierwsze części „Durango” trzeba zauważyć, że autor przez lata poczynił postępy, skutecznie rozwijał swój warsztat, i obecnie uznawany jest już za tuza w swojej klasie. Albumy o „Księciu Nocy” potwierdzają jego status. 



Swolfs jest bardzo przekonywający w tym co robi i zapewniam, że stworzył świat do którego miłośnicy starej szkoły horrorowego kina będą chcieli wracać. Niemniej, czyni to też z jego dzieła komiks o bardzo sprecyzowanym targecie: chętnie sięgną po niego zarówno miłośnicy klasycznego komiksu europejskiego jak i kinomani zakochani w gotyckich horrorach. Innych czytelników ta seria może niestety wynudzić. Dzieło Swolfsa nie jest bowiem arcydziełem, to tylko przyzwoita rzemieślnicza robota.

Komiksy z serii „Książę Nocy” ukazały się już kiedyś na naszym rynku, i niniejsza recenzja dotyczy wznowienia, które zainicjowane zostało całkiem sprawnym, wcześniej nie publikowanym prequelem stworzonym w 2015 roku. Do tej pory ukazały się trzy tomy nowego wydania – prócz prequela wszystkie zbierają po dwie części serii. Ostatnia odsłona pojawi się w lipcu. Sam poznaję te opowieści po raz pierwszy i przyznam, że jako iż jestem wielkim miłośnikiem brytyjskiego kina grozy, a i komiksami z rynku frankofońskiego nie gardzę, to z niecierpliwością czekam na finał. 


Brak komentarzy: