poniedziałek, 3 sierpnia 2009

''Towarzysze zmierzchu'' François Bourgeon (1983-1990)



Dzieło wybitne - klasyka europejskiego komiksu.Napisali już o nim ludzie dużo bardziej kompetentni niż ja. Ale jako że jestem pod dużym wrażeniem, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze i przede wszystkim polecić ten integral, niestety nie tani ale zdecydowanie wart tych pieniędzy.

Pan Bourgeon, z zawodu wyuczonego witrażysta, mający w zwyczaju budowanie makiet co ważniejszych budowli które rysuje, serwuje nam historie niemającą nic wspólnego z komiksami do których przyzwyczaił mnie typowy historyczno/fantastyczny nurt europejski. Ta piekielnie ciężka w odbiorze trylogia zdecydowanie wykracza po za ramy typowej opowieści obrazkowej. Nie ma tu skrótów, nie ma też odwrotnej sytuacji czyli przerostu treści nad rysunkiem, jest za to - w szczytowych momentach - misternie sklecona intryga z postaciami z krwi i kości wraz z ich małostkami i pragnieniami na czele.

''War, war never changes'' równie dobrze od tych słów mógł by się zaczynać każdy z tomów tej opowieści... ale zaczyna się od ''Powiadają, że trwała sto lat...Nie różniła się niczym specjalnym od poprzedniej.Ani tej która nastąpi po niej''. W pierwszej opowieści ,na dość mglistym tle zawieruchy wojny stuletniej, Bourgeon przedstawia trzy postacie: oszpeconego rycerza( skądinąd przedstawionego jako zbrodniarza wojennego ), tchórzliwego wieśniaka Aniceta i młodą dziewczynę imieniem Mariotte. Zbieg okoliczności, a może raczej przeznaczenie przeplotło ich drogi w tej z pozoru po macoszemu, nakreślonej we wstępie rzeczywistości a potem wpycha w oniryczny, zaludniony mitycznymi stworzeniami - i udzielający się całej kompani - świat sennych majaków rycerza. Rysunek z pozoru wydaje się klasyczny, z narracją jest jednak zupełnie inaczej. Już w drugim albumie widzimy bezkompromisowość i brak chęci do brania jeńców spośród czytelników. Twórca nam samym każe układać historie w całość, mieszając retrospekcje z bieżącą akcją. Jednak nie leci w samopas...puzzle pod koniec się zazębiają,z przyjemnością cofamy się kilkadziesiąt kartek w tył i czytamy tą historie jeszcze raz. Potem następuje nie oczekiwane.Cały tryptyk wieńczy, monumentalny cztero częściowy ''Ostatni śpiew Malaterreów''. Opowieśc ta, jak słusznie sugeruje mesje Szyłak w swojej recenzji na Gildii Komiksu, powinna byc podawana w oderwaniu od pierwszych epizodów. Burgeon poszerza galerie postaci, rezygnuje w dużej mierze z onirycznego fantasy na rzecz rozbudowanej dworskiej intrygi. Zaskakuje mnogością wątków, brawurowym rysunkiem architektury (nierzadko na całą plansze), wulgarnością średniowiecznej mieszczańskiej rzeczywistości i przede wszystkim dużo poważniejszą treścią.

Komiks Bourgeona jest cyniczny i z pozoru obdarty z pozytywnych postaci. Jednak szybko zgnilizna świata przedstawionego przerasta ''nieciekawe'' charaktery głównych bohaterów. Do tego wychodzi na jaw przeszłość oszpeconego rycerza, nieuchronna przyszłość, wreszcie wychodzą na wierzch intencje i pragnienia wszystkich postaci. Wielu recenzentów twierdzi że wojny w tym komiksie nie ma... jest to bzdurą. Mimo że nie dotykamy jej może dosłownie to cały czas nad komiksem wisi apokaliptyczna, specyficzna atmosfera zniszczenia i beznadziei.

W posłowiu do owego komiksu Wojciech Birek wskazuje jego pokrewieństwo z ''Imię Róży'' Umberto Eco. Jest w tym trochę prawdy, ale mi ten komiks bardziej kojarzył się z ''siódma pieczęcią'' Bergmana. Z tym że... Pewnie was zdziwię ale w przypadku ''Towarzyszy zmierzchu'' mamy do czynienia, może z mniej uniwersalnym i mniej filozoficznym ale za to dużo cięższym w odbiorze tworem. Już tylko biorąc pod uwagę poziom nawarstwienia brutalności i sexu czyni ''siódma pieczęć'' przy ''Towarzyszach...'' filmem familijnym...


Na koniec muszę dodac że największą zmorą tego komiksu zdaje się byc tłumaczenie. Co prawda przekład pewnikiem był dośc karkołomnym wyczynem, szczególnie że ponoc już dla francuzów warstwa literacka była ciężkim orzechem do zgryzienia. Nie zmieni to faktu że tłumaczenie niezbyt się udało i miejscami czyta się to fatalnie, co bardzo utrudnia już i tak niełatwą lekturę. Mimo wszystko cholernie cieszę się że mogę sobie postawić ten album na półce!

Brak komentarzy: