poniedziałek, 19 września 2022

Punisher. Marvel Knights - Tom 3. Garth Ennis.

 


Kolejny tom Punishera pisanego przez Ennisa jest, zdaje się, ostatnim komiksem o Franku Castle, jakiego brakowało na naszym rynku od tego scenarzysty. Z jednej strony smutek, że się kończy, z drugiej mają pojawić się Epiki z przedrukami starych historii o Punisherze. Czekam na nie jak na zbawienie, bo stare przygody Franka Zamka to rzecz, na której się wychowywałem. Tymczasem jednak rozliczmy się jeszcze z Ennisem.


Mam wrażenie, że seria Punisher Marvel Knights kończy się lepiej niż się zaczynała. To już podłoże do tego, co zobaczymy w Punisher Max. Dostajemy tu pięć historii, z których najfajniej wypadają mocno westernowe (sam tytuł to nawiązanie do standardu country śpiewanego przez Johnny'ego Casha) „Ulice Loredo”. Opowieść o Franku i dzielnym homoseksualnym szeryfie chcącym za wszelką cenę chronić swoje miasto trafi Was w samo serce. Ciekawa jest również opowieść, w której zawiązany zostaje pakt wilków przeciwko Punisherowi. Spider-man, Wolverine i Daredevil łączą siły, by raz na zawsze położyć kres zabójstwom dokonywanym przez Franka. Wszystko zmienia się w komedię pomyłek, która skończy się zupełnie inaczej, niż się spodziewacie. Jedyną nietrafioną opowieścią w całym tomie jest rzecz traktująca o tajemniczym powrocie Mateczki Gnucci. Fabularnie nie trzyma się kupy i szkoda, że Ennis pożegnał się z nami właśnie taką historią. Co prawda tworzy to klamrę z początkiem serii, ale moim zdaniem jest ona zupełnie nietrafiona. Cały tom zaczyna się natomiast od jednozeszytowej miniatury o spotkaniu Franka z Elektrą, w której najwyraźniej oboje mają się ku sobie.


Niestety, od strony plastycznej rzecz leży i kwiczy. Jedynie opowieść z Elektrą i „Ulice Loredo” uznaję za poprawnie narysowane. No i jeszcze „Zmartwychwstanie Mateczki Gnucci” może się podobać, jeśli jesteście fanami Steve'a Dillona. Ja nie jestem, do tego mam wrażenie, że to rzecz poniżej jego możliwości. Te nieszczęsne grafiki to jeden z powodów, dla których tak czekam na Punisherowego Epika. W tamtych czasach po prostu Frank miał więcej szczęścia do rysowników.


Cóż mogę jeszcze dodać. Chyba tylko to, że to proste historie, niczym filmy sensacyjne z lat 90. dystrybuowane na VHSach. Nie trzeba jakichś szczególnych kluczy intelektualnych do ich odczytania. Punisher wchodzi, Punisher robi swoje, Punisher odchodzi. Wbrew pozorom brak ciężaru intelektualnego jest plusem tych opowieści. Znakomicie się bowiem przy nich odpoczywa, a przy okazji Ennis jest takim pisarzem, że udaje mu się stworzyć coś, w co nie wkrada się zazwyczaj sztampa.

 

Brak komentarzy: