środa, 9 lutego 2022

Armada. Integral. Tom 2.

 


Zdaje się, że jakoś od wczoraj jestem enfant terrible polskiej prasówki komiksowej, bo śmiałem przejechać się po pewnym komiksie. Wiem, wiem. Komiksy powinniśmy dzielić na dobre i złe a nie na lewackie i srackie, ale przy tym wszystkim nie mogę oprzeć się wrażeniu, że polityka odgrywa jakąś rolę w tych wszystkich atakach  i wprowadza pewne przekłamania związane z moją osobą. No cóż, dlatego pewnie nie uratuje mnie nawet to, że sam jestem lewakiem i zazwyczaj lubię lewackie komiksy. Ten po prostu mi się nie spodobał. Zdarza się. Jest mi z tym źle bo czuję się trochę jak ci faszyści co w stanach zakazali Mausa. Spróbuję się więc zrehabilitować i napisać coś o jakimś innym lewackim komiksie.


Chcemy czy nie, to tak się składa, że komiksy to ogólnie kontestująca forma sztuki, przez co jest jednak na wskroś lewacka (od X-Menów po Valeriana). „Armada” jest tego świetnym przykładem. Nie dość bowiem, że jest to pozycja głównego nurtu, gatunkowa i stworzona ku uciesze plebsu to dodatkowo mocno upolityczniona. Na przestrzeni zebranych tu czterech albumów dostajemy fabuły o dużym rozrzucie gatunkowym: od wojennego diselpunka przez opowieść o terroryzmie po znakomitą historię więzienną. Wszystkie części są bardzo odmienne, łączy je jednak wspólny mianownik. Fakt, że wszystkie charakteryzują się konkretną wrażliwością społeczno-polityczną, wyrwaną niemal żywcem z kart wspomnianego kultowego Valeriana, z którym łączy te opowieści również podejmowanie wątków wielokulturowości. Autorzy mają ewidentnie coś ważnego do powiedzenia i wsadzają przy tym palec w oko faszystom i innym niegodziwcom, za scenę dramatu stawiając sobie różne miejsca i planety na których źle się dzieje. No i co ciekawe, autorzy nie popadają w jakieś niezdrowe, nadęte Dickensowskie schematy. Nie męczą też pseudoartystycznością. Serwują zamiast tego dynamiczną, rozrywkową pulpę z przesłaniem. Jakość ogólnie, jak to w przypadku serialu podzielonego na stanowiące one shoty epizody, jest różna, ale całość nie spada poniżej pewnego poziomu. Warunkiem dobrego przyswojenia tych historii jest chyba tylko otwarcie swego (niekoniecznie lewackiego) serduszka na tego typu treści, bo to zgrabnie sporządzony kolorowy specyfik, który nie powinien nikogo zemdlić.


Ja sam chętnie czytam „Armadę”, bo lubię frankofońskie czytadła i nie muszę wychodzić poza swoją strefę komfortu. Nie twierdzę jednak, że to rzecz wybitna, czy szczególnie udany twór w swoim gatunku. Niewątpliwym minusem jest bowiem fakt, że ten komiks jest zwykłym czytadłem, ot doprawionym przesłaniem od którego rozboli dupa co większe konserwy. Nie sądzę jednak, że może zmienić czyjeś życie i spojrzenie na różne jego aspekty. A może się mylę? Może nie doceniam siły dydaktycznej komiksu?

Brak komentarzy: