środa, 13 stycznia 2021

Powrót Mrocznego Rycerza. Złote dziecko Miller/Grampa

 


Zwykle nie bawię się w kopiowanie oficjalnych opisów, ale z jednej strony szkoda strzępić ryja, a z drugiej przyda się tu wkleić coś miłego na temat tego komiksu, nawet jeśli to wierutne kłamstwo.

Według opisu z Amazona, „Powrót Mrocznego Rycerza. Złote Dziecko” to „triumfalny powrót Franka Millera do świata Mrocznego Rycerza”. Po czym następuje część chwaląca rysownika, Rafaela Grampę, ale ona akurat jest prawdą. Nie mam pojęcia, jak według Was wygląda typowy „triumfalny powrót”, ale ja nie określiłbym tak wtoczenia się na czworaka przez próg w akompaniamencie własnego bełkotu o dawnej świetności i trafności własnych obserwacji społecznych. Zastanawiałem się, czy Millera wypada tak ostro krytykować (w końcu wyraźnie źle się z nim dzieje), ale no bądźmy poważni. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. 

 


Zacznijmy od tego, że mam problem z konkretnym opisem fabuły. O czym jest „Złote Dziecko”? O wielu rzeczach wrzuconych z jakiegoś powodu to wspólnego, postapokaliptycznego worka. O rebelii maluczkich podsycanej przez Jokera i Darkseida, o trykociarskim ruchu oporu i o przytłaczającej spuściźnie wielkich bohaterów, chyba. Wątki lawirują w orbicie strzelającego promieniami Omega złodupca, przykoksanego dziecka Supermana, które temu złodupcowi spuszcza łomot i Carrie Kelly w ubranku nowej Batwoman. Teoretycznie jest to też kontynuacja „Rasy Panów”, ale spójność widzę tu tylko w niskiej jakości.


Jest mi naprawdę trochę przykro, bo to zdecydowanie nie jest komiks napisany przez pozbawionego umiejętności amatora. To dzieło człowieka, z którego promieniującej kreatywności i pomysłowości pozostały jedynie przebłyski. „Złote Dziecko” czyta się jak te wszystkie ikoniczne, genialne historie z lat naszej młodości. Komiksy wypełnione szalonymi pomysłami zlepionymi konkretnym pomysłem i wizją. Tutaj niestety całkowicie brakuje spoiwa, Miller jara się jak dziecko kreacjami swoich wykokszonych postaci i stara się, nieskutecznie, połączyć to z własnymi opiniami na temat aktualnej narracji o społecznym niepokoju. 



Jaka jest więc wartość płynąca z tego komiksu? Berbeć z wodogłowiem dezintegrujący Darkseida, równie zajebista córa Kenta i Wonder Woman oraz nowa pani nietoperz. Skoro wartości doszukujemy się już tylko w postaciach, to z żalem muszę stwierdzić, że nawet z Jokera tu nie ma radości. W obliczu przytłaczającej potęgi stał się pieskiem na posyłki i nawet jeśli ujada, to w sumie stracił charakter i mogłoby go na stronach w ogóle nie być. Scenarzysta, w pogoni za swoimi pomysłami, pogubił rozeznanie w wiarygodnym prowadzeniu postaci, a i same pomysły przeleciały mu gdzieś przez palce. Ostatecznie wygląda to jak efekt kilku idei kiełkujących ze wspólnego konceptu, tylko po drodze zginął sam koncept.

Najbardziej chyba szkoda roboty rysownika, bo Rafael Grampá to mistrz nad mistrze i niezależnie od kulejącego podłoża fabularnego, dał z siebie wszystko. Jeśli jeszcze nie wiecie, wychodzące spod jego ręki rysunki to zbieranina ogromnej ilości kresek, które w mocnym konturze składają się na nieco karykaturalną, ale bardzo charakterną całość. To takie rysowanko w duchu zinowej fascynacji, ino podbite do jakościowej potęgi profesjonalizmem i pieczołowitością. Dynamika zachwyca, tła nie ustępują szczegółowością pierwszemu planowi, a mimika wręcz zakrzywia graficzną czasoprzestrzeń. Zdecydowanie potrzebujemy więcej tak odważnie narysowanych komiksów.

 



No więc wygląda to niesamowicie, wydane jest ładnie i nawet pod względem pisaniny upadłego mistrza ma jeden plus „Powrót Mrocznego Rycerza. Złote Dziecko” to bardzo krótki komiks. Na tyle krótki, że w mózgu nie załącza się tryb żałości spowodowanej dłuższym obcowaniem z totalną niespójnością. Na tyle krótki, że w sumie możliwe jest skupienie się na podziwianiu kapitalnej roboty rysownika. Niestety po odłożeniu tomu na półkę, obok napisanych kiedyś przez Millera sztosów, do czytelnika dociera z opóźnieniem ten głuchy huk powolnego upadku legendy. Bardzo nieprzyjemny dźwięk.



 Autor: Rafał Piernikowski

1 komentarz:

Doniek pisze...

"Teoretycznie jest to też kontynuacja „Rasy Panów”, ale spójność widzę tu tylko w niskiej jakości."
Nie zgadzam się. W porównaniu ze "Złotym dzieckiem" to "Rasa panów" jest {wstaw pasujący wedle uznania wulgaryzm} arcydziełem.