sobota, 1 lutego 2020

Bez Twarzy. Dubois/Kasprzak




„Bez twarzy” to kolejny komiks z wątkiem batalistycznym, o którym przyszło mi pisać. Tym razem wojna jest jednak tylko tłem, bo choć opowieść rozgrywa się w XVII wieku, w czasie wojny trzydziestoletniej, to głównym motywem jest ucieczka od bitewnej zawieruchy w sielankową i wiejską scenerię.

Banda zamaskowanych najemników uchodzi przed atakiem wroga i przypadkowo trafia do zapomnianej przez świat doliny ukrytej za skalnym przejściem. Tak się składa, że zamieszkuje ją prosty, acz szczęśliwy, typowo wiejski lud. Z początku miejscowi są nieufni wobec obcych, ale z czasem zaczynają ich akceptować i banda powoli asymiluje się ze społecznością. Niestety nie wszyscy jej członkowie są pozytywnie nastawieni do wieśniaków. Nie będę dalej spoilerował, napiszę tylko, że wszystko skończy się tragicznie, a autorzy będą mieli na końcu pretekst do narysowania spektakularnej potyczki.



W poprzednim tekście, pisząc o „Bitwie”, zarzucałem jej fakt, że to twór niedomagający rysunkowo. W tym przypadku jest na odwrót. Ilustracjami w „Bez twarzy” zajął się sprawdzony duet, czyli Zbigniew Kasprzak (jeden z naszych towarów eksportowych na rynek frankofoński) i jego żona Graza, którą zapewne kojarzycie jako wybitną kolorystkę „Thorgala” (według mnie w tym fachu to jedna z najlepszych osób w branży). Muszę przyznać, że jestem fanem tej pary i z wielką przyjemnością sięgam po tworzone przez nich albumy. Jakiś czas temu pisałem o ich innej wspólnej pracy przy „Halloween Blues” (klik), więc mam do czego porównać niniejszy komiks. Ilustracje w „Bez twarzy” są diametralnie inne. Kreska Kasprzaka jest bardziej rozedrgana, przypominająca szkic, a i kolory są położone bardziej swobodnie. Efekt ten świetnie pasuje do batalistycznej opowieści, bo przypomina szkice z pola bitwy. Mimo zamierzonego wrażenia pewnej niedokładności nie ucierpiała tu szczegółowość i znakomicie ogląda się przedstawionych przez Kasa wojowników, uzbrojenie i efektowne krajobrazy.




Komiks to oczywiście nie tylko rysunek. Fabuła tutaj jest jednak bardzo prościutka i sztampowa (acz gdzieś w połowie zastanawiałem się, czy nie pójdzie w folk horror, a byłoby to ciekawe) i zachwycać się tym albumem można jedynie ze względu na warstwę graficzną. Niemniej wszystko trzyma się kupy i jeśli potraktujemy treść jako pretekst do tego, żeby Kasprzak sobie ładnie porysował, to możemy ją uznać za dobrą.

„Bez twarzy” to zdecydowanie udany album. Nie ma się jednak co oszukiwać, wydany został u nas nie ze względu na treść, a na rewelacyjne grafiki Kasprzaków. Warto sięgnąć po ten komiks nawet tylko po to, żeby zobaczyć jak nasi dają radę na zachodzie. Sam jestem z nich najzwyczajniej dumny. 


Brak komentarzy: