niedziela, 11 sierpnia 2024

Corto Maltese. 16. Nocny Berin.

 


Od razu się przyznaję: jestem do tego tekstu wyjątkowo nieprzygotowany. Pierwszy raz obcuję z tomikiem Corto Maltese, który nie został stworzony przez Pratta, mimo iż wyszło ich już kilka. Nie przeszkadza to jednak zupełnie w lekturze, bo każda opowieść o słynnym awanturniku to zamknięta całość. Gorzej czuję się jednak z tym, że nie czytałem też „Dieter Lumpen”, komiksu rysowanego przez utalentowanego Rubéna Pellejero, który tu występuje w zastępstwie za genialnego Włocha. Po tej lekturze pewnie miałbym na temat powyższego rysownika wyrobione mocniej zdanie, musicie mi tym razem moje dyletanctwo wybaczyć.


Czytałem za to komiksy o Blacksadzie, które pisał Juan Diaz Canales zastępujący Pratta jako scenarzysta. To dobry rzemieślnik i wygląda na to, że osadzenie go za sterami nowych odsłon komiksów o Corto było strzałem w dziesiątkę. A przynajmniej „Nocny Berlin” nie odstaje poziomem od historii autorstwa Pratta. Owszem, komiksowi może brakuje poetyki snu, do której tak chętnie odwoływał się Pratt, ale poza tym aspektem wszystko gra i buczy. Nie jest to żaden Corto na sterydach, czy Corto w stylu Tarantino, a uczciwe podejście do tematu i porządna kontynuacja serii. Nikt raczej nie poczuje się tym albumem zawiedziony.


Tym razem akcja komiksu przenosi się do przedwojennego Berlina, gdzie Corto szukać będzie zabójców swojego przyjaciela. Wszystko oczywiście potoczy się w zaskakujący sposób. Najbardziej uderzyło mnie w tej odsłonie to, że mistycyzmu w samej fabule nie ma zbyt wiele, pojawia się tylko w formie rekwizytów (na przykład kart tarota). Tak jest chyba bezpieczniej dla scenarzysty, który pewnie nie zna się na tym aspekcie tak dobrze jak Pratt. Niekoniecznie jest to jednak minus, bo sama historia jest opowiedziana bardzo sprawnie. To rasowy czarny kryminał z Corto w roli głównej.


Graficznie też dostajemy samo gęste. Rubén Pellejero po mistrzowsku naśladuje Włocha i dałbym się oszukać, gdyby nie inne nazwisko na okładce. Może trochę mniej tu typowej dla późnego Pratta nonszalancji, ale nie odbieram tego jako minus, bo słyszałem narzekania na zbytnio rozchwianą krechę przy ostatnich pracach tego artysty. Mnie osobiście to jednak nigdy nie przeszkadzało. Kumam niemniej, dlaczego Pellejero woli być bardziej powściągliwy.


Przeprowadziłem niedawno rozmowę z kumplem na temat zbierania komiksów. Przyznałem, że chętnie przestałbym gromadzić serie, bo nie mam na nie miejsca, ale medium nimi właśnie żyje i często to w seriach bije serce komiksu jako dziedziny sztuki. Cykl o Corto jest tego najlepszym przykładem i oczywiście pomijając go, dużo bym stracił. Chcąc nie chcąc, zajmując się komiksem, musimy więc sięgać po kolejne kontynuacje. Dobrze by było gdyby te niekanoniczne zawsze były na takim samym poziomie co „Nocny Berlin”.


Brak komentarzy: