sobota, 4 września 2021

Księgi Magii. Gaiman.

 

 
Pamiętacie wychwalaną przeze mnie ponad niebiosa „Prometheę” Alana Moore'a? To fabularyzowany, brawurowy esej o magii, ubrany w szaty komiksu. W twórczości Gaimana tym samym są „Ksiegi Magii”, które jednak powstały wcześniej i pewnikiem musiały być trochę inspiracją dla Maga z Northampton.

Co prawda to rzecz mniejsza objętościowo, mniej drobiazgowa, ale twórcom przyświecał ten sam cel. Nakreślić, czym jest dziś, dla współczesnych jej adeptów magia. Nie oszczędzono też czytelnikom skrawków teorii Junga oraz elementów ukradzionych do magicznej domeny z kart tarota. Do tego wszystko zostało mocno osadzone w świecie DC/Vertigo/Sandmana, co sprawia, że całość przypomina strukturą pierwsze opowieści (moim zdaniem te lepsze) o Władcy Snów. Przy czym, obraz Magii jest tu podany w dojrzalszy sposób niż na kartach sztandarowej serii Brytyjczyka.
 
 

 

Pretekstem Gaimana do fabularnego opowiedzenia o meandrach sztuk magicznych stała się postać dwunastoletniego chłopca, Timothy'ego Huntera – osoby, która w przyszłości może stać się najpotężniejszym magiem na świecie. Po różnych aspektach tej dziedziny będą go oprowadzać postacie żywcem wyjęte ze świata DC. Nie znam wszystkich, bo nie siedzę tak głęboko w mitologii tej oficyny, ale oczywiście wiem aż za dobrze, kim jest najsłynniejszy mag DC, czyli John Constantine. Następna postacią jest widziany przeze mnie to tu to tam Phantom Stranger. Trzecią i czwartą są Mister E. i Doctor Occult. Postacie raczej nieznane polskiemu czytelnikowi, ale mające dość mocny background w starych dziejach DC. Sami swoje działania, które uświadamiają chłopca i przeciągają go (lub też nie) na stronę magii, nazywają „szarżą płaszczowej brygady”, co jest bardzo trafnym, dowcipnym opisem ich komitywy, bowiem tak się składa, że wszyscy pocinają w długich prochowcach.
 
 

 

Każdy z czterech zeszytów, na łamach których oprowadza Timothy'ego po swojej domenie dana postać, namalowany (tak, to w większości piękne obrazy stworzone technikami mieszanymi) jest przez innego artystę. Oczywiście ma to podkreślić odrębność opowieści, jednak autorzy nie wzięli sobie za cel tworzenia na kartach „Księgi Magii” szczególnie krzykliwej autonomii i to rzeczy (z małymi wyjątkami) spójne stylistycznie.

Nie spodziewałem się, że Gaiman ma jeszcze w zanadrzu jakieś sztosy, których nie czytałem. Tymczasem okazuje się, że „Księgi magii” plasują się bardzo wysoko w moim rankingu jego komiksów. Pośród tak znakomitych tytułów jak pierwszy „Sandman”, „Czarna Orchidea”, „Drastyczne przypadki” czy wybitny „Sygnał do szumu”. Gdyby nie to, że to wznowienie, to byłyby bardzo wysoko w moim rankingu najlepszych komiksów AD. 2021. 
 

 

Brak komentarzy: