poniedziałek, 15 października 2018

Wolverine. Tom 4. Jason Aaron.




Nie podobały mi się pierwsze tomy Wolverine'a pisane przez Aarona. Niemniej, z szacunku dla tego scenarzysty, którego jestem wielkim fanem, postanowiłem śledzić serię. Dobrze zrobiłem. Już trzeci tom całkiem mi się podobał, więc z wielką ciekawością sięgnąłem po czwarty.

Fabuła jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej odsłony(kliku-klik). Wolverine wrócił z piekła. Teraz rusza śladem ludzi którzy go tam wysłali. Okazuje się, że za wszystkim stoi organizacja Czerwona Dłoń. Logan chce się na nich zemścić, ale medal ma dwie strony. Organizacja zrzesza ludzi którzy stracili przez Wolverine'a swoich bliskich i również przygotowuje przebiegłą zemstę na rosomaku, a wysłanie go do piekła było tylko preludium faktycznej vendetty. Nie będę zdradzał więcej, dodam tylko, że udaje im się dotkliwie go skrzywdzić, nie dając mu przy tym satysfakcji i okazji do wzięcia odwetu. 



Traktuję te wszystkie komiksy o których piszę z szacunkiem, śmiertelnie poważne. Sądziłem więc, że w przypadku Wolverine'a będę mógł wyciągnąć kij z dupy. W końcu to facet w trykocie, który ma wysuwane długie pazury i robi „snikt!”. Nic bardziej mylnego. W najlepszych momentach (w pierwszej połowie niniejszego tomu) scenariusz Aarona zahacza o charakterystyczną dla jego najlepszych serii pewną wrażliwość społeczną, bo portretuje ludzi żyjących w nieciekawych czasach, którym na dodatek Wolverine odebrał bliskich. Sztuka ta udała mu się znakomicie, a uderzenie w poważniejsze tony wyszło tej fabule na dobre. Aaron już od początku kariery dobrze radzi sobie z nieprzystającymi do rozrywkowych komiksów tematami (np. w „Skalpie” portretował zdegenerowany indiański rezerwat trawiony problemami społecznymi) i wielka szkoda, że pisząc Wolverine'a wcześniej nie korzystał z takich motywów. Niestety, nieciekawie kontrastuje z tym druga część tego tomiku, bo to już typowa, stroniąca od poważniejszych treści bitka. W fabule tej Logan wraca do Chinatown, gdzie zmierzy się z nietypowym kartelem narkotykowym, a potem uderza do Japonii gdzie czeka na niego jego odwieczny wróg Sabretooth i tabuny ninja. To dynamicznie narysowane mordobicia, niemniej, nie przez te historie zapamiętam ten tom, a ze względu na te o których pisałem na początku. 



Jestem fanem Aarona i Wolverine'a i wydawało mi się, że kiedy się spotkają wyjdzie z tego coś naprawdę niezwykłego. Scenarzysta zresztą zaczął karierę niejako od Rosomaka, bo w młodości wygrał organizowany przez Marvel konkurs na komiks o nim, co ośmieliło go do tworzenia następnych scenariuszy. Z jedne strony trochę smutno mi, że tak długo przyszło mi czekać na dobre historie z Rosomakiem jego autorstwa, z drugiej cieszę się, że takie jednak istnieją. Czwarty tom jego Wolverine'a jest zdecydowanie godny Waszej uwagi, a przynajmniej pierwsza jego część.


Brak komentarzy: