środa, 4 lipca 2018

Wolverine. Tom 3. Jason Aaron.



Najpopularniejszy z Marvelowskich mutantów powraca w trzecim tomie pisanym przez Jasona Aarona. Poprzednie części przyjąłem dość chłodno (klik, klik), ta jednak podobała mi się znacznie bardziej. Jest krwawo, mrocznie i znakomicie od strony narracyjnej. Aaron musiał w końcu dostać zielone światło na odważniejsze historie, bo wysłał rosomaka tam gdzie ten jeszcze nie był, ale po kolei...

Niniejszy tom zaczyna się od miniserii w której główne skrzypce obok Logana odgrywa Peter Parker – Spider-man. To opowieść o podróżach w czasie, która zaczyna się w prehistorii, do której z niewiadomych powodów zostali wysłani nasi bohaterowie. To szalona, pełna zwrotów akcji historia, która prócz akcji napędzana jest humorem, który generuje zderzenie tych dwóch nieprzepadających za sobą bohaterów. Ta kilkuczęściowa opowieść to jednak jedynie przygrywka przed tym co czeka nas na następnych kartach tego albumu. 



W następnym ciągu zeszytów ciężar zostaje przeniesiony na zupełnie inne elementy fabularne i na pewno nie będzie nam już do śmiechu. Drugą część tomu stanowi opowieść o tym jak Wolverine trafił do piekła. Tak, takiego z diabłami i ogniem podpiekającym tyłek. Ktoś zesłał duszę Logana na wieczne cierpienia, a jego ciało wykorzystuje na ziemi do zabijania bliskich mu osób by wysłać je tam gdzie jest nasz bohater. Historia ta początkowo skupia się na dramatycznej ucieczce Rosomaka z piekielnego więzienia, a potem wewnętrznej walce o odzyskanie kontroli nad własnym ciałem, w którym zalęgły się bezwzględne demony.

Jak już wspomniałem we wstępie, poprzednie części średnio mi się podobały, w tej jednak czuć, że autor rozwija skrzydła i ma zamiar opowiedzieć nam coś lepszego, oryginalniejszego niż typowa super-bohaterska bitka. Wtajemniczeni wiedzą, że Aaronowi po drodze z tematyką biblijną, więc nic dziwnego, że świetnie ogrywa pomysł wysłania Rosomaka do piekła, serwując nam niebanalne bloki tekstów przedstawiające wewnętrzne monologi umęczonego bohatera – tym samym robi to w czym jest najlepszy, bo umówmy się, Aaron nie jest genialnym narratorem graficznym. Aaron jest genialnym pisarzem, który wybrał sobie (na nasze szczęście!) komiks jako medium. Swoją drogą przypomnę, że przygodę z opowieściami obrazkowymi zaczynał właśnie od Logana, bo w młodości wygrał konkurs na kilkustronicowy scenariusz o nim, co ośmieliło go i skłoniło do pisania swoich autorskich komiksów. 



Warto wspomnieć, że znakomicie wyszło mu też pisanie postaci Spider-mana i powiem szczerze, że chętnie zobaczyłbym go jako regularnego twórcę komiksów o Pająku.

Kocham Aarona za jego autorskie scenariusze („Skalp”, „Bękarty z południa”, ”Przeklęty”), ale po przeczytaniu dwóch poprzednich tomów Rosomaka przestałem wierzyć w niego jako rzemieślnika. Tym albumem udowodnił jednak, że w tej materii nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, i bardzo się cieszę, że dałem mu trzecią szansę. Na półce czekają na mnie Thory jego autorstwa, które zgarnąłem z jakiejś wymiany. Do tej pory nie miałem ochoty po nie sięgać, ale teraz patrzę na nie przychylniej i chyba niedługo dam im w końcu szansę. 


Brak komentarzy: