piątek, 16 listopada 2012

Podejdź Bliżej - Line Hoven

Na łamach Dwutygodnika pojawiła się skrócona wersja mojej recenzji komiksu "Podejdź Bliżej". Natomiast poniżej znajdziecie wersję pełną, bez ingerencji korekty:


Komiks otwiera martwa natura przedstawiająca opuszczony pokój, w lewym dolnym rogu widnieje cytat. Wers pochodzi z dramatu Woody'ego Allena "Inna kobieta", ale mi osobiście owa plansza przywiodła na myśl wcześniejszy jego film. Stworzone w 1978 roku "Wnętrza" to jedna z jego pierwszych prób zmierzenia się z czymś innym niż komedia. To obraz z aspiracjami, dramat rodzinny inspirowany kinem Ingmara Bergmana. Tytułowe "wnętrza" odgrywają w nim niebagatelną rolę - główna bohaterka jest wziętym architektem wnętrz, a elementy takie jak design, czy nawet ubiory, są jednym ze sposobów charakteryzowania bohaterów. Jednak ten bardzo ciekawy pomysł Allen przytłoczył innymi, tradycyjnymi sposobami narracji. Wkładając w usta postaci patetyczne słowa, opisując ich błahe życiowe i moralne rozterki osiągnął niezamierzony (podobno) komizm i nie uchwycił w tym filmie nic istotnego, a efekt jego pracy stał się nadęty i przegadany. W komiksie Line Hoven znajdziemy kilka stycznych z "Wnętrzami", ale autorka nie popełniła błędu Allena - wystrzegła się nadmiaru słów, a oddała głos rekwizytom.

Pochodząca z amerykańsko-niemieckiej rodziny Line Hoven stworzyła historię, w której za pomocą kilku epizodów z życia swoich przodków opisała jak los sprawił, że została zmuszona do życia w Niemczech. Na fabułę składają się z pozoru nic nie znaczące wydarzenia i problemy członków jej rodziny. Jednak błahe rozterki jej dziadków i rodziców - jak powtarzanie klasy ze względu na pałę z angielskiego, czy infekcja jednego z bohaterów przekreślająca jego wyjazd na front II Wojny Światowej- faktycznie urastają w jej komiksie do wielkiej rangi, bo w przyszłości wpłyną na jej własne życie.


Mimo, że w stylistyce i narracji to zupełnie inne prace, chętnie zestawiłbym ten komiks ze znakomitą, wydaną u nas w tym roku "Parentezą" Elodie Durand - również oszczędnym dokumentem, próbującym odczarować czas i pełniącym funkcję rozliczenia się z przeszłością. "Podejdź bliżej" to kilka miniatur, z jednej strony zdystansowanych i nie aspirujących do bycia portretem rodzinnym czy studium relacji międzyludzkich, z drugiej jednak niezwykle intymnych. To prosta opowieść, zrealizowana w nieskomplikowanej formie, ale dzięki temu uwypuklająca różnice między prowadzeniem literackiej narracji, a opowiadaniem obrazem, którego mocne strony Hoven umiejętnie wykorzystała. Wydaje mi się, że gdyby ta historia została przedstawiona za pomocą innych mediów - literatury czy filmu, nie sprawdziłaby się, stałaby się w istocie banalna, bo jest tak kameralna i pretekstowa, że trudno byłoby z niej wykrzesać coś interesującego. Natomiast zaklęta w bezruchu, opowiedziana za pomocą grafik stworzonych metodą scratchboardingu - techniką polegającą na ryciu ostrym narzędziem w  powierzchni pokrytej czarnym tuszem -  odbiega od tradycyjnych sposobów prowadzenia opowieści, nawet od tych charakterystycznych dla sztuki sekwencyjnej. Typowe dla komiksu elementy: imitacja ruchu, dynamika, dialog podawany w dymkach, nie są tu aż tak istotne. Ważniejszą rolę w kreowaniu świata przedstawionego odgrywają tła, wnętrza pomieszczeń, krajobrazy i przedmioty, które stają się wręcz pełnoprawnymi bohaterami i mają więcej do powiedzenia niż występujący w komiksie ludzie. Wyrażają pragnienia bohaterów, ich wątpliwości i uczucia. Rozdziały albumu przecinają też dokumenty - stare zdjęcia, bilety, rachunki -  jak zasuszone w książce liście-pamiątki, stanowiące w tym komiksie coś w rodzaju narracji pozakadrowej. Ich rola jest tu tak istotna, że nawet pozostawienie w kronice rodzinnej pustego miejsca po jednym ze zdjęć stało się dla Hoven formą wypowiedzi.



"Podejdź bliżej" nie jest arcydziełem czy wielkim komiksem i kończąc lekturę pozostałem z niedosytem. Mimo, że autorce nie sposób zarzucić brak oryginalności, to mam wrażenie, że nie tak dużo dzieliło ją od stworzenia czegoś naprawdę unikalnego, znacznie bardziej eksperymentalnego, odkrywczego. Line Hoven bała się posunąć o krok dalej. Chyba po raz pierwszy zetknąłem się z twórcą, o którym mogę napisać, że trzymanie się komiksowych ram go w jakiś sposób ograniczyło. Warto jednak pamiętać, że to jedna z jej pierwszych prac i mieć nadzieję, że w przyszłości zechce szukać coraz ciekawszych rozwiązań narracyjnych. Wydaje mi się, że to odosobniony przypadek komiksowego artysty, który może opowiadać historie odchodząc od sekwencyjności. Kierowanie się w stronę sposobu wypowiedzi, jaki obrał Frédéric Pajak tworząc swoją książkę "Smutek Miłości" - narrację literacką połączył z luźno powiązanymi z tekstem rysunkami - w jej przypadku mogłoby dać niesamowite efekty.

1 komentarz:

Wiesław pisze...

No, jak ostatnio tu byłem to nie było tak ładnie. Fajno.